Zaczęło się od zapuszczenia przez tv jakiejś składanki typu 4 CD Najlepszej Muzy Filmowej Evah. Co poprowadziło me myślenie do okolic, czy ja mam jakiś własny top coś hot bęc filmów, wszechkategorii? Bo jakoś słabo się nad tym zastanawiałem.
Więc zaraz poszedłem na
IMDB top 250, żeby sprawdzić jak bardzo jestem niekompatybilny z gustem publicznym, ew. wcale nie mam gustu i karmię się papką popu made in holywood. Tym razem wyszło na drugie, czyli że gustu nie mam i łykam top popularny, jak ruskie pierogi (w przeciwieństwie do topu komedii,
co kiedyś wspomniałem).
Zamiast robić listę i głeboko się nad nią namyślać, oczywiście, zmarnowałem trochę czasu na zabawę w pattern recognition czyli w odkrywanie absurdalnych par na sąsiednich pozycjach IMDB - jak Gladiator/Back to the Future, czy The Lion King/The Shining albo MP - the Holy Grail/Snatch. Nie wiem czemu, ale bawi mnie to. Przy okazji odkryłem, że pewne filmy poszły w górę listy przez parę lat, od kiedy nie zagladałem; to dobrze (Miyazaki) albo i niezbyt dobrze (Sergio, Sergio Leone wszędzie).
W końcu wydłubałem listę własnego topu, jak zwykle alfabetycznie i w skrócie (tak naprawdę ulubionych, byłaby raczej setka), bo o czym gadać, jak nie ma oczym mówić:
Aliens
Ame Agaru
Amélie
Apocalypse Now
Blade Runner
Fight Club
Ghost in the Shell
Good Will Hunting
Inception
Léon
Life of Brian
Lord of the Ring - Return of the King
Lost in Translation
Matrix (all)
Platoon
Princess Mononoke
Pulp Fiction
Saving Private Ryan
Seven Samurai
Snatch
Spirited Away
Star Wars (IV-VI)
Terminator 2
The Big Lebowski
The Shawshank Redemption
Unforgiven
WALL-E
Topem topów byłyby pewnie Unforgiven, Ame Agaru i Pulp Fiction, ale to już zależnie od humoru i okoliczności przyrody, bo może czasem jednak Leon albo Seven Samurai albo GitS.
Jak się tak zastanawiałem nad mym brakiem gustu i umiłowania ambitnego kina irańskiego, to wyszło mi takie przemyślenie: poza kupką klasycznych oczojebnych holywodzkich rozpierduch z emocjami i rozmachem (SPRyan, Aliens, LotR, SW, itd. itp. i pewnie kilkadziesiąt następnych mógłbym dopisać), podobają mi się filmy zakręcone-pokręcone (PulpF, FC, BigL, Snatch itd.) tudzież filmy, powiedzmy, miłe, "lovely", dla niektórych mdłe/ przesłodzone/ nudnejakflakiwoleju (WALL-E, Amelia, itd). Ale jeśli film ma mi się naprawdę naprawdę podobać, powinien mieć jedną cechę wspólną dla połowy powyższej listy - nie do końca określonych złych-dobrych, brak czarno-białych postaci i szczególniej, ich czarno-białych motywów, tudzież im bardziej pokrętne "etyki" i odległe od tzw. normalności, stojące za postaciami tym lepiej; takie są IMHO najlepsze filmy z powyższych list (Unforgiven, PF, Miyazaki, Leon, BladeR, itd), a nawet jeśli jest to zrobione raczej naiwnie, słabo czy śladowo (jak Terminator 2 czy Matrix czy Incepcja), to lepiej, niż kiedy wcale, jak w typowych holywoodach (bo nawet Shawshank czy Snatch cierpią na nieuleczalny czarno-bializm).
Z innych, smutniejszych konkluzji - Ghost in the Shell nie łapie się na top 250 IMDB. Tudzież brakuju w nim paru oczywistych niszowych arcydzieł, jak "Run, Lola, run" czy "Kontroll", itd. A większość moich ulubionych filmów przekroczyła lub właśnie osiąga dwudziestolecie, więc poczułem się raczej staro.