...a w zasadzie zarys, bo na spisywanie wrażeń i opracowanie materiału potrzebuję znacznie więcej czasu, więc w skrócie:
1) Problem z danymi, nawet prywatnymi, pierwszego świata jest taki, że (jak miał kiedyś bodaj WO w sigu): "spisane będą czyny i rozmowy, ale za ch... nikomu nie będzie się chciało tego wszystkiego czytać". Bo na przykład, przez impulsowy zakup dash-cam'a (rzucili w Lidlu na promo jakiś czas temu), mam już bardzo grube GB ślicznych filmów ze Szkocji, 1080p/720p, tylko, że mi się nie chce ich obrabiać i nie mam gdzie ich wystawić w HD czy prawie HD. Nie mówiąc o zylionie zdjęć i panoramek. Więc po co to wszystko...
2) Problem z nami (w sensie z rodziną, ale nie przeczę, że ze mną najbardziej) jest taki, że odkąd w zasięgu jest jakiś pojazd i monetka na paliwo do tegoż pojazdu, czyli od lat mniej więcej 20, miewamy głupie pomysły na impulsowe wycieczki, w skali pół dnia - parę dni; gdzie nas oczy po mapie poniosą. W piątek wieczorem wypadło na Isle of Skye.
3) Która to wyspa śliczna jest, wzorcowo szkocka, zawiera piękne widoczki, górki, dołki, jeziora, miejscowości i w ogóle, słów brak. Plus pogoda trafiła się świetna. Więc ułaziliśmy się po średnio trudnych górkach przez dwa dni jak mało kiedy. A objechaliśmy, co tylko się dało. Wrażenia i zdjęcia, może nawet w końcu filmy, innym razem, teraz mapki tylko, żeby wam smaka narobić:
A żeby większego smaka zrobić spragnionym, drobiazg złupiony drogą kupna, prosto ze Skye: