(notka i komentarze są automatycznym importem z Bloxa, w razie rażących błędów proszę o info na boniWYTNIJ@clouds-forge.eu)(Tytuł miał być w formie Re=1A*1Ω ale bałem się UTFa w tytule na bloxie, bo nieraz sobie nie radził. Ogólnie, alfa i omega, wiecie, rozumiecie)
Docierają do mnie ostatnio różnymi kanałami tęsknoty za rewolucją, zarówno biednych wykluczonych, wykluczonych inteligentnych i całkiem fajnych, jak i bogatych inteligentnych ani mądrych ani wykluczonych. Nic nowego, oczywiście, stąd mam w tej chwili w słuchawkach piękny wyraz powyższych tęsknot sprzed 9 lat (ja to klasyfikuję jako tęsknoty fajnych wykluczonych):
i pod ten podkład muzyczny wysmaruję uogólnioną krytykę stanu tęsknoty za rewolucją na dzień dzisiejszy.
Niejeden rewolucję już widzi, no prawie, napędza ją, przewiduje, planuje, ba, organizuje, itd itd. No, z mojego punktu widzenia, to przeważnie taki jeden z drugim ma omamy albo nawet haluny, ale mniejsza - mój punkt widzenia jest rozpięty pomiędzy ziemianką mazowiecką, Kolding, Tokorozawa i Chennai (więc tak naprawdę nie jest punktem, tylko płaszczyzną, i wbrew geografii i pozorom, nie elipsoidą, ale raczej płaszczyzną hiperboliczną, ale o tym może kiedy indziej), stąd przyzwyczaiłem się, że jest niekompatybilny z punktem widzenia polskich publicystów, polityków, czy nawet kolegów z pracy.
O ile rozumiem punkt widzenia lewałków, to nawet kumatym ludziom, wydaje się, że jak protesty przeciw ACTA coś tam dały, to była revolta, no może jej początek, prawie jak Solidarność 1981. Że jak władza jest gupia i ciemna jak but, to revolta jest/będzie łatwiejsza. Że jak kryzys wzmaga autarkię, to znaczy, że globalizacja znika. Że możliwa jest reindustrializacja Europy (szczególniej Polski) w dającej się przewidzieć perspektywie polityczno-ekonomicznej. Że możliwa jest neoindustrializacja Europy (szczególniej Polski) w dającej się przewidzieć perspektywie naukowo-ekonomicznej. Że istnieje ciastko, które można zjeść i mieć, nie ważne czy idzie o konflikty równość-wolność, eko-techno, czy o etno-multikulti, czy o globalizacja-prekariat.
A u prawałków, widuję anachroniczne XIXw. obawy i oburze przed rewolucją proli, i nawoływania do obrony Wartości, Narodu, kasy, a nawet Kasy, etniki, miejsc pracy, status-kwo, a najważniejsze oczywiście są niskie podatki i wolność gospodarcza. Więc podatki najbogatszych zwiększymy dopiero po naszych prawych prawicowych trupach. O nadzorze finansów to pogadamy se jeszcze długo, najlepiej do końca tego neoliberalnego świata. A pohandlować można wszystkim, bo se gardło podrzynamy przecież, i nagle Iran nie jest taki zły, jeśli daje 50% zysku.
Z mojego grajdołka to wszystko wygląda dosyć zabawnie, szczególniej mundrości publicystów i filozofów, chwytających się drobinek latających w przestrzeni i bąbelków na powierzchni rzeczywistości, i opowiadających, tak szczerze, brednie. Tyle że niektóre są dobre do pośmiacia, inne są niezłym generatorem WTFaków na zasadzie "o rany, taki mądry a taki głupi!", ogólnie - rozrywką.
Ale nie żeby coś sensownego z tego wynikało.
Bo za tymi wszystkim bredniami o reindustrializacji i buntach Sieci, prekariacie i władcach kontentu, rewolucyjnej ekonomii i socjologii, za korwinizmem i za żiżkologią lacanistyczną ((c) by WO, chyba), nie ma nic.
A co jest? Ustrój jest, ustrój jak najbardziej kapitalistyczny, i prosta walka klas, opisana nieźle już ponad sto lat temu, minus naiwne tezy historycyzmu Marksa o rozwoju i nieuchronności tego czy owego. A neoliberalizm i wszystkie problemy jakie z niego wynikły, to tylko kolejny wyraz woli klas posiadających tego ustroju. I jakoś nie widzę w tych różnych rewolucyjnych tęsknotach żadnych propozycji zmian tego stanu. Więc odpowiedź rozsądnych ludzi na ten ostatni zalew tęsknoty rewolucyjnej powinna być "ale ziomy, w co i po co chcemy przekształcić obecny ustrój w ramach rewolucji?" I nie, nie jest rewolucją zrobienie narodowego socjalizmu z fuhrerem Kaczyńskim, takie rewolucje już były. Nie jest rewolucją zrobienie komunizmu, #stare-było, zresztą, drugie i trzecie pokolenie w kibucach czy komunach skręciło w takie zjawiska, jakich Nowi Ludzie mieli już nigdy nie. Nie jest rewolucją proponowanie odkręcenia "siłom i godnościom" globalizacji, detechnokracji, deindustralizacji itp. bo to jest tylko co najwyżej przepychanka klasy posiadającej w neoliberalnym kapitalizmie, o własność środków produkcji, w sensie produkcji kasy=władzy. Nie jest rewolucją zrobienie socjalizmu prawie-bezprzymiotnikowego, jak w Danii czy Szwecji, no bo zrobiono go nie rewolucją, ale ewolucją i ciężką pracą jednego-dwu pokoleń, a od ciężkiej pracy nowe pokolenia raczej stronią, zresztą, raczej nie starczy zasobów i czasu.
Oczywiście, rewolucję można pomyśleć - propozycjami istotnie nowymi i rewolucyjnymi, są propozycje zmian ludzi i/lub systemów, żeby usunąć fundamenty kapitalizmu tudzież paru innych "anachronicznych" -izmów. Ale już pomijając, że to w większości jeszcze niestety SF, to do takich propozycji tęskniącym za rewolucją przedstawicielom LC i MC w kapitalizmie, szczególniej polskawym, to równie blisko jak mnie do wyznawania islamu. Bo przecież nikt tak naprawdę nie chce zrobić "Seksmisji" czy Osobliwości czy Borga/Cybermenów itd itp, tylko wszyscy chcą być jacy są, ale przy tym mieć. I MIEĆ. A nawet MIEĆ jak nawiększy kawałek tortu, i najlepiej do wyłącznego pożytku. Łącznie z "maniem" miłości, podziwu i uznania, oczywiście.
Ale dopóki tego się nie zmieni, to nie będzie żadnej rewolucji, co najwyżej konwulsje kapitalizmu, ew. pomieszane ze znanymi z historii "błędami i wypaczeniami". Oczywiście, zawsze można wrócić do feudalizmu, albo i sam się nam weźmie i ulęgnie, jak nam niechcący gospodarka zupełnie pieprznie na tle materiałówki, energii czy demografii, i przyjdzie zapomnieć o kapitalistycznej akumulacji, a raczej trzeba będzie pomyśleć o przeżyciu.
Ale na drogach za którymi tęsknią tęskniący - nie ma nic.
PS1. Rewolucja, jak w tytule noci, jest opisana pokręconą wersją prawa Ohma - (re)wolty (napięcie) biorą się z amperów, z prądu (strumienia ładunku, aktywności, energii ludzi, or compatible), pomnożonego przez ohmy (opór przeciwko fundamentom ustroju). Obecnie opór jest niewielki, a prąd średni - więc nie będzie wielkiego napięcia, ani wielkiej rewolucji. CBDU. A jak ktoś nie wierzy w ten śliczny wzór, to moge esej o liczbie Reynoldsa (Re) dla stosunków społecznych palnąć, będzie jeszcze śmieszniejszy, i równie sensowny jak lacanizm, no ale to żadna sztuka, "być równie sensownym jak lacanizm".
PS2. Czy ja dzisiaj chcę podjechać i pośmiać się na żywo z panelu Bendyka i Nawratka o industrializacji? Sama nie wiem, może się to zdarzyć...
PS3. Dobra rewolucja bez muzyki i tańca, jest i tak dalej i tak dalej, więc tęskniącym polecam kolejny kawałek sprzed dekady, do rozważenia: