
Tak normalnie, to wiecie rozumiecie, na angielskie ataki zimowej paniki Polacy a nawet Szkoci, szczególniej ci z Highlands, patrzą z przymrużeniem oka. Ale to co właśnie trafiło w UK, podobnie jak w całą Europę, jednak jest na serio.
Jeszcze wczoraj, jeżdżąc do klienta do Edynburga, raczej się zalewałem z audycji radiowych, w których dzwoniono na antenie po porady do Norwegii czy Finlandii (co robić jak żyć) czy z telekonferencji z czołowym ekspertem od technologii tkanin i termo-tkanin (co robić i w co się zawinąć), niż brałem prognozę pogody serio. Chociaż po prawdzie już z rana pierwszy mini-atak śniegu nie był przyjemny do jazdy po beskidzie, a po południu wjechałem na autostradzie w parę kilometrów prawdziwej zadymki, aż przeciwmgielne włączyłem, bo jakoś nikogo nie było widać.
Ale ogólnie wyglądało jak poprzednie takie okazje - tak, trochę mrozu i śniegu; tak, infrastruktura, szczególniej transportowa w najszerszym rozumieniu, nie jest do tego przygotowana; owszem, jest to upierdliwe. Przy okazji - spore śnieżne chmury i lokalne zadymki idące przez coś klasy Bieszczadów czy Beskidów są przepiękne i efektowne.
Dzisiaj fuksem wziąłem wolne z przyczyn różnych, no i okazało się to szczęściem w nieszczęściu. Bo problem, że wszyscy wszystko odwoływali od rańca, to ten mniejszy problem. Większy, że jakbym wyjechał poza wioskę, to już bym pewnie do domu z powrotem nie dojechał, albo skończył w polu - mieszkamy na zboczu 500m górek, więc do domu zawsze jest pod górkę i przez zakręty.
Co już przy poprzednim ataku zimy, pomnożonym przez pewną niekompatybilność naszego wózka z taką pogodą (bo to jest niestety RWD na letnich oponach; zimowe poszły się walić na jesieni i jakoś nie miałem czasu poszukać następnych), dało mój jakże efektowny drift w samej wsi, przy próbie podjazdu pod łagodny łuk, tylko że na lodzie. No już się widziałem za murkiem między owcami (tak, nie pomyłka, mamy we wsi takie "pole") a pod drodze jeszcze zniósłbym nowiuśką skrzynkę-rozdzielnię światłowodów dla tej części wioski. Byłaby szkoda. Jakimś fuksem udało mi się odkręcić tego naszego bydlacznego lexusa i został na drodze, tylko gość za mną pewnie miał zawał, bo jechał nieco za blisko jak na takie warunki i nagle musiał wyrzucić obie kotwice, kiedy zobaczył raczej bok mojego lexi, niż tył.
Dzisiaj jest znacznie znacznie gorzej. Około 20cm śniegu i ciągle pada, temperatura w dzień około zera, ale nocami uczciwe -4 do -6. Czyli normalna zima, na którą każdy w Polsce czy Niemczech jest przygotowany, ale tutaj jednak nikt nie jest, bo tak normalnie to byłby overkill. Więc zaczynając od nawierzchni dróg i ich profili, przez 10 razy mniej piaskarek i 10x słabsze przygotowanie pociągów czy lotnisk, po prozaiczne opony i płyny do spryskiwaczy (jak jest napisane na nim -5 to przeważnie jest napisane), Wszystko Jest Nie Tak.
W tej chwili kraina zamiera, a szczególniej po ogłoszeniu oficjalnie czerwonego alarmu śniegowego. Bo to już oznacza nie tylko wyłączenie transportu "na legalu", czy zamknięcie szkół (BTW nasze Stirlingshire poddało się jako jedno z ostatnich) czy urzędów czy firm, ale nawet takie "drobiazgi", jak nagle ważny drobny druczek z OWU ubezpieczeń samochodowych, mówiący mniej więcej, że niniejszy druczek ubezpieczenia właśnie przestaje działać.
Stąd - dziś obijam się, jutro pracuję z domu, a co będzie w piątek, to zobaczymy w piątek.
Jeszcze Szkocja nie zginęła, póki my internety mamy.