Na święto kobiet, którego nikt już nie obchodzi, gdyż jest takie passe bo socjalistyczne albo takie passe w epoce silnych niezależnych kobiet ("zależnie dla kogo ten wywiad"...), powinienem napisać w końcu, po roku, drugą część notki
"Despoina". Ale jakoś nie zdążyłem, tak samo jak rok temu z "jedynką".
Albo w końcu notkę o Hypatii, która to notka od czasu do czasu za mną chodzi, ale może lepiej nie. Bo o czym tu pisać, jak nie ma o czym mówić. I ew. zaraz skończy się katastrofalnym mordobiciem, jak mi przyjdą na bloga jacyś, bo ja wiem, nie wiadomo o co obrażeni chrześcijanie.
Ratunkowo wpadłem przypadkiem, przy pewnej pomocy socjalistycznego radia BBC, na temat godny notki świątecznej. Otóż czasami jako odtrutkę na muzykę popularną słucham przypadkowej acz popularnej muzyki poważnej. Często w samochodzie w formie Radio 3 BBC, czyli kanału radiowego dedykowanego wyłącznie muzyce poważnej. Na 8 marca puszczali chyba cały dzień wybór wyłącznie kompozytorek, bodaj z listy własnej i z podpowiedzi słuchaczy.
Akurat kiedy jechałem do pracy, puścili całkiem przyjemny kawałek, jak dla mnie ogólnie kameralno - barokowy, bo przecież się nie znam. Skomentowali rzeczowo skąd ta muza je i "dla kogo kogo" i nawet zapamiętałem. I oto jesteśmy (a w tle właśnie leci mi cała rzeczona dramma per musica, bardzo przyjemnie).
Franceska Caccini urodziła się we Florencji w 1587. Można powiedzieć, że urodziła się razem z muzyką barokową i odejściem od polifonii renesansowej. Jej ojciec, Guilio Caccini, był uznanym muzykiem, kompozytorem i pedagogiem, członkiem
Cameraty Florenckiej, czyli humanistycznego przedsięwzięcia późno-renesansowego, które miało na celu odtworzenie sensownie i "naukowo" klasycznej muzyki i teatru starożytnego. Z prac Cameraty, zmian mody i wymarcia poprzedniego pokolenia muzycznego urodziła się muzyka, którą znamy jako barokową, no i urodziła się opera.
Około 1600 wystawiano pierwsze dzieła Periego i de Cavalieri, szukano nowych dróg, które doprowadziły do barokowej opery, oratorium, itd. Np. pierwsze zanotowane użycie terminu "basso continuo" to właśnie G. Caccini we wstępie do dzieła kolegi z Cameraty, Periego.
Franceska była wtedy wszechstronnie wykształconą, w tym oczywiście muzycznie też, nastolatką. Była członkiem grupy rodzinnej ojca (żona, dzieci, uczniowie, krewni i znajomi królika), która wystawiała te różne wczesnobarokowe dzieła. Jako 12 latka komentowała "Eneidę". Wzmiankowano, że "dobrze śpiewała" i zapewne akompaniowała, w najbardziej prestiżowych wystawieniach już w 1602.
Wkrótce była samodzielną śpiewaczką i kompozytorką na dworze Medyceuszów, w czasach kiedy było to ognisko intelektualne promieniujące na całą Europę. I kiedy "kompozytorka" była zawodem nieistniejącym. Spotykała się i bodaj dyskutowała z Galileuszem. Komponowała szybko i "dobrze", konkurując z innymi muzykami Florencji, Toskanii i Włoch na najwyższym ówczesnym poziomie, rozwijając twórczo trendy stworzone przez pokolenie jej ojca. W 1614 była najwyżej opłacanym muzykiem i kompozytorem Medyceuszy. Bodajże miewała solidnie na pieńku ze znanym (chyba znanym nieco przypadkiem i "po wiekach") prawie-rówieśnikiem metrykalnym i artystycznym, Monteverdim.
W 1625 do Włoch trafił w swoim "grand tour" po Europie królewicz Władysław Waza, później znany jako król polski z bożej łaski Władysław IV.
Na jego cześć wystawiono m.in. dramma per musica, czy też commedia-balletto, "La liberazione di Ruggiero dall'isola d'Alcina" (bazującą na kawałku z "Orlanda szalonego", eposu znanego wtedy każdemu kulturalnemy europejczykowi), świeżo i w całości skomponowaną przez Franceskę. Właśnie to leci mi w tle. I tylko to przetrwało z jej twórczości scenicznej i większego formatu, resztę jej dzieł znamy z opisu, ale nie z nut, plus trochę jej pieśni i drobiazgów.
Władysław, ogólnie będący na bieżąco z kulturą i sztuką Europy, bardzo polubił muzykę czy też teatr muzyczny w tej wersji wczesnobarokowej. Zamówił co najmniej dwa dzieła u Franceski (religijne nt. św. Sigismunda, czyli pean na cześć ojca, Zygmunta III Wazy, tego z kolumny na Placu Zamkowym, oraz dzieło świeckie, sielankę "Galatea"). Za mało się znam a źródła widzę sprzeczne, czy i co z dorobku Franceski Caccini wystawiono w Polsce około 1628. Co pewne, to że Władysław ogólnie przyniósł "na tę stronę Alp" wczesną operę, wbudowano salę koncertową w Zamek Królewski, utrzymywał stałą operę królewską przez dekady.
Podsumowując - pierwsza opera skomponowana przez kobietę, wysoko opłaconą "gwiazdę" rynku muzycznego przełomu epok. I całkiem sympatyczny akcent polski. W sensie europejskim a szczególniej polskim - koniec wieku złotego. Gdyż "przemija bowiem postać tego świata"; nawet nawiedzony starożytny fundamentalista miewał czasem uniwersalnie dobre teksty, a czasem, np. około 1600, są one znacznie znacznie bardziej adekwatne niż tylko uniwersalne.
Bo Franceska, Władysław, ich znajomi i rówieśni, to generacja ludzi, którzy widzieli, czasem doświadczyli, czasem skonstruowali, przejście od renesansowego humanizmu, wykształcenia i resztek tolerancji post-protestanckiej do świata umysłowej ciasnoty, "totalistycznej" nietolerancji i zjebania przez katolicką kontrreformację.
(obrazki "z epoki" w notce, oba Rubensa - ale to nie Franceska, tylko "przypadkowa" nie-arystokratyczna niewiasta w stroju z epoki (prawdopodobnie szwagierka Rubensa); oraz nieprzypadkowy portret Władysława, z natury)