Człowiek jest gupi zwierz. A nawet gupi z wierzy, tfu, z wiary. Albo i z niewiary. Najbardziej z wiary i z niewiary w siebie samego, rzecz jasna, bo przecie nie w panbuki czy jakieś opowiastki historyczno-mitologiczne.
Znaczy, mam na myśli siebie, bo na innych znam się słabo.
Bo czasem wszystko idzie mi tak gładko i zgodnie z planem, że weś. Na przykład - dostaję propozycję "zwiększania kompetencji" i rozszerzania działalności zawodowej, nawet z sugestią przeprowadzki do Najwyższej Fazy Rozwoju, ale upieram się, że wolałbym Szkocką Fazę Prawierozwoju, odmawiam "awansów" itp. więc powstaje spory zakwas, ale przypadkiem zaraz dostaję kontrakt.
Czyli mam szczęście. Albo może jednak - nieźle potrafię szukać pracy zdalnie.
I zaczynam wyplątywać się z 13 letniej roboty w 3 tygodnie, z dołożoną mi listą zadań w formacie A4 raczej drobnym druczkiem, poza bieżącą pracą. I oprócz jednego średniokrytycznego zadanka udaje się wszystko wykonać.
Czyli nie było tak strasznie. Albo może jednak - jestem dobry w te klocki, a zapieprzanie po 12h od 4am nieco pomaga wykonać prace.
I pomimo zakwasów na tle odmawiania współpracy w różnych aspektach ostatnimi czasy, dostaję (ogólnozakładową) podwyżkę w wymiarze słusznym, a nie "na odczepnego" czy wcale (bo przecież na wypowiedzeniu jestem). Tudzież koledzy i firma (chyba na spółę, nie wiem dokładnie) szarpnęli się na pożegnalny prezent, którego ani się spodziewałem, ani nie pamiętam, żeby z ostatnich zwalnianych i zwalniających się ktokolwiek coś podobnie kosztownego i praktycznego dostał (znaczy, jestem wkrótce-byłym-bo-dziewczyny-zabiorą posiadaczem
Samsunga Galaxy Tab 2 WiFi 10 cali). Oraz dostaję resztkę urlopu na koniec miesiąca, no i w godzinę, bez większych obstrukcji, załatwiam obiegówkę.
Czyli pracowałem w genialnej firmie i w genialnym środowisku, z fantastycznymi ludźmi. Albo może jednak - zarobiłem na to wszystko dekadą ciężkiej pracy i poświęceń, co nieco doceniono, zresztą to ochłapy, bo wyzysk wg. Marksa i Engelsa, i tak dalej; no i jestem ogólnie i wbrew pozorom zorganizowany.
I tak można bez końca.
Zaprawdę gupi zwierz.
Ale to była ta łatwiejsza (chyba) część planu. Od jutra zaczyna się faza druga, ciekawe czy pójdzie równie gładko albo będzie wydawać się, że poszła gładko; zobaczymy za następne 3 tygodnie.
A teraz może zamiast pisać głupoty, zacznę się na serio pakować.