... czyli jakaś tam recenzja serialu (czy raczej zestawu szortów animowanych) "Love, Death + Robots" od Netflixa (dalej "LD+R"). Jeśli ktoś nie wie o co chodzi: 18 filmików animowanych od 6 do 17min, różne techniki, studia, reżyserowie, szczegółowa tematyka; co wspólne - pomysły w kierunku ogólnej miękiej fantastyki; połowa żartobliwa, połowa dla dorosłych, większość "żeby mnie tu była EFEKTOWNA!1! rozpierducha! albo gore przynajmniej!". Stoją za tym ludzie z "ekipy", której "frontmanem" jest D.Fincher (ten reżyser od "Se7en", "The Game", "Fight Club" itd.), a członkami np. T.Miller (pracował z Fincherem od lat, ostatnio np. reżyser "Deadpoola") i producenci; ogólnie zawodowcy sporego formatu, przynajmniej w moim bąbelku.
Wydaje się, że seria odniosła sukces, większość widzów jest zachwycona (coś koło 99% daje lajka w internetach), agregatory recenzji w typie Rotten Tomatoes też bujają się ok 80% pozytywów.
Powiem tak, obejrzałem z niejaką przyjemnością, technicznie jest bez zarzutu, w paru miejscach było zabawnie czy mądrze, czy zaskoczenia i twisty nawet dla jakiegoś tam fana fantastyki jak ja, ale w większości - dupy nie urywa.
Są moim zdaniem trzy punkty odniesienia recenzji dla całej serii - stara seria "Heavy Metal" (1981, której "LD+R" miało być w jakichś tam dawnych planach rebootem, ale wyszło inaczej), "Animatrix" Wachowskich (2003), no i ogólnie fantastyka jako taka.
W kontekście "Heavy Metal" - "LD+R" jest znacznie mniej softporno i mniej noir, znacznie dowcipniejsze i ogólnie lepsze. W zasadzie najważniejsze - ładnie się okazuje, że 40 lat to kulturowa przepaść w temacie "co i jak można i należy pokazać jako animowane szorty dla dorosłych".
W kontekście "Animatrixa" - "LD+R" jest znacznie słabsze, niż seria Wachowskich, pomimo, że jest znacznie dłuższe i "wszechstronniejsze" (bo "A" to jakieś 8 fabuł, a nie 18). Idea była zupełnie podobna (różne studia i reżyserowie, różnymi technikami robią fantastykę pod jakąś tam egidą silnej ekipy), ale okazuje się, że po 15 latach można się w temacie raczej cofnąć, niż iść do przodu. Chociaż może jestem trochę niesprawiedliwy, bo z 18 filmików "LD+R" pewnie z 8 bym wybrał porównywalnych z "Animatrix"; ale patrząc po całościowej "efektywności", no to jednak "Animatrix" nie ma 50% względnego kaszana, a "LD+R" i owszem, połowę ma słabowitą.
Co przenosi nas do punktu widzenia w kontekście ogólnej fantastyki (animowanej) - główny problem "LD+R" to, że zrobiono ją dla casuali, dla mas zalegających przed netflixowym ekranem, a nie jak np. "Animatrix" dla fanów "Matrixa" czy "Heavy Metal" dla fanów komiksów fantastycznych dla dorosłych. Stąd 80% "LD+R" musiało, no MUSIAŁO, być śmieszne, hahaha, albo uładzone, albo miałko-łatwe i ogrywające bardzo bardzo stare chwyty fantastyki, i koniecznie O-CZO-JEB-NE, niczym trailer byle filmu Marvela, czy cutscena z byle gry AD2019, no i jeszcze cycki i tysiąc słoni do tego. Tyle, że niekoniecznie aż wszystko "naraz", stąd powiedzmy, tylko jakieś 50% "LD+R" jest słabe. Oraz, dzięki Boginii, nie przeszkodziło powyższe "równanie w dół" upchnąć trochę suspensu i twistów w te filmiki, co jest pewnym plusem dla ekipy i niespodzianką nawet w tych słabszych i ogólnie kalkowanych z kopii kopii kopii epizodach.
Drobny akcent polski - jednym z odcinków, który mi się najwszechstronniej i "najrówniej" podobał, był zrobiony przez Platige Image "Fish Night". Umiarkowane brawa!
Czy warto serię obejrzeć? Oczywiście, że warto, szczególniej jeśli ktoś jest zielony w temacie fantastyki animowanej, czy w ogóle fantastyki. Czy jest to super-duper osiągnięcie animacji światowej i klękajcie narody? A skąd, to już "Animatrix" czy połowa anime japońskiego jest znacznie znacznie większym osiągnięciem. Oraz, jak słusznie stwierdziła żona - było zdecydowanie za mało robotów!