Jakoś ostatnio wpadło nam parę w miarę świeżych filmów, stąd podzielę się wrażeniem.
Anon - kryminał w dystopijnym społeczeństwie nawszczepianych ludzi, z wymuszonym zapisem ich wizji i "życia" w, powiedzmy, chmurze i przyzerową anonimowością w imię bezpieczeństwa, nieco totalitarnego w duchu. W takich realiach teoretycznie nie ma premedytowanych przestępstw czy morderstw, ale oczywiście okazuje się, że są, i wkoło tego kręci się fabuła. Robił to człowiek od "Gattaca", i zrobił to na granicy autoplagiatu - podobna retro-futuro stylistyka, podobne maniery zdjęciowe czy kolorystyczne, nawet postacie trochę podobne, oraz dylematy bliskiej SF podobnie podane. Aktorsko film jest może nawet powyżej przeciętnej, jak na post-tv produkcje; a Clive Owen zawsze fajny. Niestety, połowa filmu wyrywa irydowe kołki do zawieszania niewiary wbite w beton B30, to są bajki na motywach SF, zero logiki czy konsekwencji technologicznej czy organizacyjnej. Pokazana psychologia czy socjologia jeszcze może się jakoś broni, założenia też nie są złe, raczej - oczywiste, ale sama fabuła i logika działań i zdarzeń jest 100km za "Ghost in the Shell" itp. ba, jest jakby nawet za "Minority Report", a to już jest pewne osiągnięcie. Ale jeśli ktoś lubi stylistykę jak "Gattaca" i rozkoszowanie się wizją i atmosferą, bez wnikania w dziury logiczne i niekonsekwencje w sensie SF, poleca się.
Spider-Man: Homecoming - do pająkodzidzi od zawsze mam stosunek "proszę się ode mnie z tym gównem odstosunkować", ale jakoś tak wyszło, że w ramach przeglądu Marvela/Avengers "po całości" trzeba było obejrzeć i to. Początek - meh; środek (jakaś połowa filmu) - "a co mnie obchodzą jakieś amerykańskie historyjki gimnazjalne", jeszcze skrzyżowane z pierdołami z najniższej półki Avengers (akcja z promem czy windą była klasy "DKJP tego się nie da na trzeźwo oglądać"), żenada po prostu, wyciągnąłem laptoka; końcówka - zdumiewające zakręcenie fabuły i podkręcenie atmosfery. No ale happy happy end oczywiście. Podsumowując, tego kaszana parę dobrze zrobionych motywów i twistów nijak nie ratuje, nawet genialny ostatnimi laty Keaton i poprawna gra reszty obsady nie jest w stanie zrobić z multiplex fillera dla amerykańskich nastolatków - dobrego filmu.
Polar - ekranizacja komiksu sensacyjnego Dark Horse, "podepnijmy się pod trend wyznaczony przez Johna Wicka z naszą produkcją w ratingu hard-R i bardzo dla dorosłych - hej, podkręćmy może up-to-11 aż w okolice Deadpoola". Znaczy, są urocze rozpierduchy, przerysowane postacie w zmyślonym świecie killerów i ich organizacji, mnóstwo mhrocznych onelinerów, itd. itp. Tylko jakoś nie ma resztek "wiarygodności" Wicka czy humoru Deadpoola. Ale jest to ładnie zrealizowane, parę postaci jest fajnie odrobionych, parę teksów czy motywów zdecydowanie dało radę, oraz Mads Mikkelsen zawsze na propsie, zresztą, większość obsady bardzo ładnie wypadła; tyle, że materiał do zagrania mieli taki sobie. Podsumowując, John Wick to jednak nie jest, ale obejrzane bez przykrości.