... czyli z ostatnich wyjazdów służbowych i jakichś przekomarzań wrócił pomysł na listę "czego nie powinienem puszczać w samochodzie", żeby nie zużywać nadmiernie paliwa, opon i nie straszyć kontroli trakcji oraz przygodnych użytkowników drogi, bo przecież "może tam kiedyś będzie przedszkole".
Ponieważ słucham sporo i jeżdżę też sporo, lista zmieniała się przez lata czy dekady, ale ogólnie rzecz biorąc, jestem prymitywne zwierzę i jeśli ktoś koniecznie chce mnie sprowokować do przejechania miasta bokiem albo "wykorzystania całej szerokości toru" na trzypasmowej autostradzie, przepis jest trywialny - kawałek powinien być rytmiczny, w typie "marszowym" ewentualnie "hymnu", z dużą energią i "łomotem" ALE przełamanym czymś "innym", solówkami smyczkowymi, symfonicznymi, na syntezatorach czy śpiewem, w ostateczności gitarowymi.
Chodzi o to, żeby energia tej muzyki falowała, przeważnie - wolniej narastała, gwałtowniej opadała i by była zmienna i ciekawa. Goły "równy" łomot, nawet w ulubionym stylu czy formie, nie działa na mnie tak mocno, jak łomot zmienny i "zakręcony". Dyskutowane kawałki bardzo często zaczynają się cicho czy wolno i rozkręcają się do poziomu "przelotowego"; mają delikatne wstawki czy solówki czy pianissimo, a potem JEBUDU znowu i tak dalej.
Co dla mnie zabawne, to ponieważ słucham najróżniejszych rodzajów muzyki, z różnych czasów i miejsc, okazuje się, że niebezpieczne utwory, przeważnie skonstruowane wg. powyższej receptury, rozciągają się od "starej" muzyki poważnej czy filmowej, po całkiem nowy synth-pop czy elektronikę.
Kiedy zacząłem wypisywać moją konkretną listę, zaraz zrobiła się strasznie gruba, ok. 40 pozycji (a daleko do jej wyczerpania czy przypomnienia sobie wszystkiego), więc przyszło podzielić ją na dwie części. Pierwsza to część raczej historyczna, czyli rzeczy, które rozwalały mi neurony i zjadały paliwo kiedyś tam, ale nieco przestały. Przeważnie nie dlatego, że zrobiły się "gorsze", tylko dlatego, że bardzo mi się osłuchały i przyzwyczaiłem się do nich; ew. zmienił mi się nieco gust. Druga część, to rzeczy, które ciągle i nadal niszczą opony i rozgrzewają skrzynie biegów, często też po prostu - nieco świeższe dla mnie (
zielone - przypomniane, dopisane).
"Starocie":
Seal feat. Alanis Morisette "Crazy"
Anna Maria Jopek "Ale jestem"
Bjork feat. Skunk Anansie "Army of Me"
Deine Lakaien "Kiss"
Depeche Mode "Master and Servant"
Enya "Watermark"
Enya "The River Sings"
Fluke "Zion"
Genesis "Congo"
Guano Apes "Lords of the Boards"
Howard Shore "The White Tree" (OST Lord of the Rings)
Jesus Jones "The Devil You Know"
Juno Reactor "Conga Fury"
Marilyn Manson "This Is A New Shit"
Mylene Farmer "Desenchantee"
Neo "Everybody Come On"
Rammstein "Benzin"
Reamon "Place of No Return (In Zaire)"
Sweet Noise Feat. Peja "Jeden taki dzień"
System of a Down "Aerials"
Tears for Fears "Shout"
The Chemical Brothers "The Test"
Yoko Kanno "Inner Universe"
Yoko Kanno "Run Rabbit Junk"
"Aktualne":
Apocalyptica feat. Sandra Nasic "Path Vol.2" - znalazłoby się ich więcej, nasze dialogi klasyczne "Samochód więcej pali - Spsuty?? - Apocalyptica w zmieniarce..."
Billy Idol "Don't You (Forget About Me)" - nadal na propsie
Clanadonia "Tu-Bardh" - pewnie znalazłoby się więcej muzy "szkockiej" i samej Clanadoni, ale jako przykład, zdecydowanie wystarczy
Depeche Mode "Going Backwards" - no nie będę wam wypisywał co mnie grzeje z DM, bo byłaby następna lista na 40 pozycji... ale to niezły przykład z ostatniej płyty
Faithless "Bombs" - oraz zapewne parę innych kawałków Faithless
Florence & Machine "No Light, No Light" - nie wiem jak to skomentować, bo cenię F+M, ale nie żeby to był jakiś mój top topów, a tu całkiem ostatnio obracało się w odtwarzaczu parę dni, czyniąc szkockie drogi wąskimi, a górki znikające w lusterkach
Franka Potente "Believe" (OST "Lola rennt") - nadal wymiata
Hans Zimmer "Discombobulate" (OST "Sherlock"),
Hans Zimmer "Mombasa" (OST "Inception") - oraz jest więcej kawałków Zimmera, które dają radę w tej roli...
Joe Hisaishi "Demon God" - ... a niewiele jest kawałków ukochanego Hisaishi, które dają radę w tej roli
Juno Reactor "Mona Lisa Overdrive" (OST "Matrix Reloaded") - klasyka już, oraz Juno Reactor mają znacznie więcej propozycji w temacie
Lord of the Dance "Warriors" - muza irlandzka "made in USA" daje radę przy przelocie przez dowolne beskidy, polskie, szkockie czy irlandzkie, stąd muszę uważać na co drugi kawałek z Lord of the Dance
Moby "Lift Me Up" - nie ma u mnie za wiele kawałków Moby'ego w tej kategorii, ale ten zdecydowanie jest...
Overseer "Supermoves" (OST "Animatrix") - rzecz wzorcowa
Prodigy "Narayan",
Prodigy "Omen" - powinno być z 10 kawałków Prodigy na tej liście, ale te rządzą, szczególniej "Narayan"
Project Pitchfork "Run for Cover",
Project Pitchfork "Timekiller" - PP ma dla mnie wiele "wymiataczy", załóżmy, że te dwa są dobrą próbką
Prokofiev "Dance of Knights" ("Romeo i Julia") - bez komentarza może...
Rammstein "Engel",
Rammstein "Sonne" - oczywiście Rammstein ma dużo doskonałego łomotu w repertuarze, a te dwa to dobry przykład, czego konkretnie szukam w temacie
Rea Garvey "March On" - jest kilka kawałków Reamon i Garveya, które dają radę w kategorii, ale ten mało znany (nie potrafię znaleźć linka) konkretnie mi wymiata ostatnio
Riverdance "Reel Around the Sun" - podobnie jak mocno osłuchany Lord of the Dance, ostatnio wyskoczył mi w czasie przelotu przez "nasze" górki w ulewie i że tak powiem, żałujcie, że was tam nie było. Albo i nie.
Rob Zombie "Dragula" (OST "Matrix") - klasyka na mojej liście, nie słucham na co dzień Roba, ale np. kiedyś jak byłem młody i głupi, po zapakowaniu świeżo kupionego CD OST Matrix w wózek, bardzo bardzo dużo driftu po mieście się odbyło
Simple Minds "She's a River" - zaskakująco wiele kawałków SM daje radę, ale z tym wiążą się silne emocje przelotów po Szkocji i jakoś "pasował" jak jasny gwint
Sisters of Mercy "Lucretia My Reflection",
Sisters of Mercy "This Corrosion" - nie ma opcji, żeby SoM nie znalazło się na tej liście, "Lucretia" jest w zasadzie hymnem tego bloga i nie tylko; "This Corrosion" bywa wymiennie z "Dominion"
Thirty Secont To Mars "Walk On Water" - całkiem świeże i jaki ładny kop
Tomoyasu Hotei "Battle Without Honor or Humanity" (OST "Kill Bill") - wiadomo, już klasyka
Veljanov "Königin Aus Eis" - Daine Lakaien mam osłuchanych do zabicia, ale parę ich rzeczy zawsze wzrusza, a ten kawałek solo Veljanova nadal potrafi wzruszać przepustnice