Nieraz zaznaczałem, że niewątpliwym pożytkiem z bloga jest możliwość sprawdzenia dat i zaszłości, które pamięć myli. No może nie jest to prawdziwy pamiętnik, ale czasem jakby jest.
Stąd niedawno mnie nieco zadziwiło, kiedy sprawdziłem stare notki. Otóż
zabawna akcja, kiedy szefu z kołorkerem pytali mnie o poradę językową w temacie wypasionego czujnika do super-pilnej oferty, była pod koniec kwietnia tamtego roku. Temat został zamówiony, pakiet różności związanych z oczyszczalnią ścieków, w tym danie główne jw., czyli wypasione czujniki pomiaru zawartości gówna w gównie, a bardziej serio - cząstek stałych w szambie idącym do odwirowania. Czujniki mikrofalowe zabudowane w rurę, made in Germany, full wypas z przytupem; trzy do wymiany, przed trzema wirówkami, bo poprzednie nie banglały dostatecznie satysfakcjonująco. Plus ich nowe zasilania, panele sterujące, podłączenie do "rozumku" oczyszczalni, itd itp.
Gdzieś tak w okolicy czerwca, klient zapytał, co tam słychać z hiper-pilnym tematem. Nasza kadra, która zupełnie zapomniała o temacie, pieprznęła się z plaskacza w czoło oraz ruszyła zamawiać kurcgalopem złom, bo czas dostawy tej egzotyki z Niemiec to tak bliżej 6 tygodni.
Gdzieś tak w okolicy początku lipca temat spadł konkretnie na mnie, w sposób chamski i urągający standardom. Nie żebyśmy jakieś mieli, no ale. Zacząłem się bujać z młodym tumanem od klienta, zarządzającym projektem (taki typek, którego już po chwili chciałoby się zapytać "ale naprawdę masz ten "Bsc (Hons) MIET" z podpisu? - Mam... - A KTO CI GO KURWA DAŁ??!!"). Bujać głównie w temacie, żeby diagram Gantta do tej fuchy był śliczny i dlaczego tak długo czekamy na czujniki. No niestety, nie za bardzo mogłem mu powiedzieć, gdzie ja i mój Excel mamy jego Gantta, i że jego temat jest tak nieważny, że został zapomniany.
W międzyczasie zrobiłem średnio upierdliwy temat w stalowni, nawet nieźle wyszło. Akurat jak wyglądało, że uda mi się na styk skończyć stalownię i przyszły graty do w/w gówna literalnego, obruszyła się lawina gówna metaforycznego, z notki
"Czelendżowanie kejsa". Wybyłem na coś koło 6 czy 7 tygodni do Dufftown, a temat oczyszczalni i wypaśnych czujników, w ramach wymiany, spadł na kolesława, który uciekł z Dufftown.
Hardware był podobno średnio upierdliwy, no trochę zdążyłem kolegom i szefu doradzić jeszcze przy ofercie itd., na co zwracać uwagę i co jest ważne przy czujnikach za zyliony monet na rurze nierdzewnej pełnej gówna. Bo tak normalnie, to kolesie byli debiutantami w temacie flansz nierdzewnych i śrub fi 16, itp., a ja przypadkiem bawiłem się w takie rzeczy już ze 25 lat temu. Stąd zresztą temat mi się nie podobał i moim zdaniem wymagał głębszej rozkminy i ostrożności, nie ataku na rympał, no ale jw. miałem inne "szambo" podchodzące pod oczy.
Drobne upierdliwości w temacie uszczelnień i śrubałek okazały się w przybliżeniu niczym, kiedy w czasie wrzucania nowych kabelków do w/w czujników i zasilań (parę sztuk klasy jak przedłużacz domowy), ponad wielką rozdzielnią NN od wszystkich pomp itp. i ćwiartki wielkiej oczyszczalni, kolegom-montażystom nagle spadła połowa głównego poziomego koryta z kablami. Koryto kablowe było klasy "metr szerokie i pełne towaru", zawieszone na jakichś symbolicznych drucikach, przestrzelonych przez blachę dachową... Dobrze, że nie przecięły się żadne kable i nie wyłączyło się nic, bo porządnie ułożone i powiązane przewody "utrzymały się" prawie na miejscu.
Trudno powiedzieć jak to tam było na prawdę, czy ktoś oparł o koryto drabinę czy nie, czy zamocowane było zgodnie ze sztuką czy nie, grunt, że temat się znaacznie opóźnił, no bo nagły brak dostępu, zylion protokołów, dyskusji, z wieloma podmiotami. Oraz wiadomo, koledzy zrobili się bardzo "popularni" na obiekcie.
Gdzieś w okolicy października, jak na dobre wróciłem z Highlands i zabaw zacierem (skądinąd skończyło się to dobrze - podobno wszystko działa, klient zadowolony, nawet sporo dopłacił za te moje ślęczenie i starania, NADAL NIE WIERZĘ, że to jakoś ogarnęliśmy, znaczy klient i ja, no bo nie w sensie "my, firma"), okazało się, że temat pomiaru gówna w gównie nadal się ciągnie. Że czujniki są za krótkie, albo niedopasowane, czy inna cholera.
Nie spędzało mi to snu z powiek, zacząłem jakieś kolejne wiatraki, próbowałem skończyć jakieś zaległe od marca (to inna przezabawna historia, ale z tego zrobię może "osiongi" na rocznicę, co nie).
Cały czas gdzieś w tle słyszałem dyskusje i rozważania o czujnikach i oczyszczalni. Gdzieś tak w grudniu, któregoś dnia wypiłem za dużo czy zjadłem za mało, i z nagła zainteresowałem się, co jest grane, że ten temat nadal jest na tapecie.
Okazało się, że koledzy w końcu zrobili porządek z hardware i zrobili co mieli zrobić (relatywnie łatwo i prosto) z software, ale czujniki "źle mierzą". W wielomiesięczne dyskusje zaangażowano nie tylko klienta-kolesława "kto mu dał inżyniera", ale jakichś jego bliźniaków, zwierzchników, również od klienta klienta (no bo bezpośredni klient, to znany outsourcing techniczny "wyruchamy państwa hurtowo, od księgowości po oczyszczalnię ścieków", ale ktoś tam naprawdę odpowiada za ścieki w Glasgow, a nie tylko "na umowę"). Po naszej stronie umoczony ciągle kolega i szefu. Ba, nawet wciągnięto producenta, na moje oko kompetentnego doktorka z Niemiec, który na tych "swoich" czujnikach mikrofalowych zęby zjadł.
Stan okazał się następujący - znaczy, teraz będzie prawdziwa historia i smakowite szczegóły techniczne, proszę odstawić napoje i jedzenie:
Poprzednie czujniki zawartości cząstek stałych, zupełnie podobne do nowych, "źle mierzyły", bujały im się niewiarygodnie odczyty, śliczne wykresiki nie były dostatecznie śliczne, a to istotne dla jakichś tam norm czy innych rozliczeń. Nowe czujniki bujają się
zupełnie tak samo.
Gdyż zjeby, które to wszystko zleciły, nie rozumieją co mierzą i jak działa gówniana hydraulika pełna gówna - wymyślili czujniki na pionowych rurach, pompujących szambo w górę jakieś 10m, wzorując się na takich samych, ale z rur poziomych i w najniższym punkcie. No bo przecież czujnik mikrofalowy w cenie samochodu musi działać w dowolnym położeniu i w dowolnie zapowietrzonej rurze. Tylko, że nie (i to właśnie intuicyjnie przeczuwałem, kiedy przymierzaliśmy się do projektu, że bardzo dużo diabłów siedzi tu w bardzo dużej ilości szczegółów). Co wie każde dziecko, które wie jak działa mikrofalówka, a nawet jak nie wie - było to wołami napisane w instrukcji.
Znając fizyczny układ na obiekcie, ustalenie co się zesrało zajęło mi jakieś 5min, kiedy kolega (BTW "senior engineer") okazał mi wykresy z czujników starych i nowych - wystarczyło się przyjrzeć i porównać, szczególniej wzg. pracy pomp. Miał to przed nosem przez miesiąc czy dwa, ale nie widział. No może troszeczkę wyszedłem z siebie i atmosfera zrobiła się chłodna, ale cóż - pouczyłem, co jest zjebane, zasugerowałem, żeby omówił to wszystko z Herr doktorkiem-producentem, że może prawdziwy fachowiec coś podpowie, oraz naszkicowałem rozwiązanie, bez przerabiania wielkokalibrowej spie... hydrauliki i obiektu, na które nikt się nie zgodzi (żeby może spróbować bramkować ("filtrować") sygnał czujników wydajnością pomp albo przepływem, a potem przekonać do tego tumanów - klientów).
To było jakoś w grudniu - w styczniu (a może i nadal, bo mi się nie chciało więcej wnikać) temat chyba się ciągle wlecze, bo bodajże bramkowanie nie wystarcza, rury zapowietrzają się jak chcą, pompy kawitują jak chcą, szambo na wejściu jest znacznie słabiej "powtarzalne" niż wszyscy myśleli, itd itp. więc nówki czujniki pier... nie robią. Zupełnie jak stare. Oczywiście, klienci nie byli/są zachwyceni.
To chyba tyle w temacie.
Najsmutniejsze, że nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z "umoczonych" osób czegokolwiek z powyższej historyjki (i wielu podobnych) się nauczył, i nie idzie mi o zasrane rury i czujniki, co ogólniej o inżynierię i projektowanie.
M.in. stąd firma wyraźnie zwalnia w ostatnich miesiącach. Nie pomogły zmiany finansowania farm wiatrowych, które były "końmi pociągowymi" za ostatnie lata - ale poza wiatrakami, czy ogólną deindustrializacją, jest silne wrażenie, że klienci nie wracają do firmy, bo przeważnie a) oni nie ogarniają, albo b) my nie ogarniamy albo c) nikt nic nie ogarnia.
Ale mniejsza, nie mam zamiaru się przejmować tym wszystkim zbytnio, zarówno na zasadach ogólnych zen-wyjebki, jak i w szczególe, gdyż chyba się będę wkrótce zwalniał.