Nie chce mi się
fizolofować czy rantować na socjologię internetu, więc zamiast dłubać jakieś hejterskie notki, może polecę sprawami bieżącymi i ładnymi obrazkami ze Szkocji.
Urlop okołowielkanocny był jakby pracowity, bo jeszcze trochę ogarniania i zamieszania z samochodzikami, a już wpadła do nas córka z Polski, z koleżanką, przypadkiem na Wielkanoc. Więc lotnisko, zamieszanie, wypady do drugiej córki "za rogiem", do Edynburga, wycieczki, lotnisko, itd. itp.
Tydzień był dosyć "rozjeżdżony", stąd wraca mi niestety jak bumerang temat autka i mobilności, i naszych, oraz ogólnych, wyborów auto-moto.
Bo po takim tygodniu, rozjeżdżania się "służbowo" i rozrywkowo, co pewne, to pewne, ale najpewniejsze, że solidny wózek segmentu E jest bronią drogową ultymatywną. A jeśli jeszcze kosztuje wielostronnie fistaszki, jak nasz, to już w ogóle, orgazm drogowy. Zapewne, S klasa, czy jakieś V8 i lepiej, jeszcze dodaje uroku, ale zdaje się, że użyteczności wzg. kosztów spada mu logarytmicznie w porównaniu (no, za to prestiż pewnie znacznie rośnie, przynajmniej w podejrzanych kręgach zbliżonych do wiadomych sfer). A jakieś wynalazki sportowate czy kupetowe czy podobne, są zapewne równie fajne, ale dla dwu osób.
Co mi zawsze nieco trudno pojąć, to jak ktokolwiek może uważać, że zbiorkom zawsze rulez; że można przecież taką Szkocję zwiedzić na rowerze czy autostopem czy na nogach; albo że jakimś kompaktem w 4 osoby też da się - i że to są rozwiązania konkurencyjne dla w miarę zdrowego na umyśle. Albo, że można przecież wynająć klasę E jakby co, w miarę potrzeb. Jaasne. Można też taksówką albo limuzyną z szoferem zwiedzać różne kraje, nie mówię, że nie.
Tylko po co przepłacać, jeśli nadal można mieć do własnej dyspozycji wózek startujący spod drzwi i lądujący dokładnie w celu; wózek którym 4 osoby mogą komfortowo jechać cały dzień, nie męcząc się i dobrze się bawiąc (a kierowca najlepiej). Nawet jeśli nieco brakuje mu jakością do latającego dywanu, bo zużyty deczko. Za to całkowicie (w sensie - TCO) kosztuje, przez cały dzień, mniej, niż rzeczone 4 osoby konsumują...
Mieliśmy objechać kawałek Szkocji w niedzielę, ale prognoza pogody powiedziała "fok ju", więc w niedzielę zamiast w teren, przelecieliśmy się do Edynburga tu i ówdzie, głównie pod dach, do National Museum (BTW jeszcze ze 4-5 dni nam zajmie...), a niedużą 200 milową wycieczkę okrężną przełożyliśmy na poniedziałek, o którym prognoza pogody mówiła "mejbi, bejbi" (BTW nie chce mi się liczyć, ile kosztowałaby taka zmiana planów dla 4 osób zbiorkomem UK, ale mam wrażenie, że można za tyle jakiś samochód spoko kupić... o planach dłuższych wycieczek rowerowych czy pieszych dostosowanych do szkockiej pogody przez grzeczność nie wspominając, bo to jak kopanie leżącego okularnika).
Co dziwne, prognoza pogody była trafna, stąd wycieczka
była udana i dużo pocztówek zrobiono:
(Inveraray, stateczek-"rezydent",
historyczny w pewnym skomplikowanym sensie)
(Kilchurn Castle, malownicze ruiny w okolicy Dalmally)
(widok przez Loch Linnhe na pn.)
(widok z okolic wsi Glencoe na zach., wzdłuż Loch Leven)
(Glencoe, widok na zachód, po lewej środkowa z "Trzech Sióstr Glencoe", Gearr Aonach)
(Glencoe, widok "w długiej osi" na wschód; po prawej podnóże Trzech Sióstr a nawet trzecia siostra, po lewej product placement)
(widok na piękny kocioł The Black Mount i okolicę, z drogi na wsch. od Glencoe, przecinającej Rannoch Moor)
(przełom rzeczki Dochart we wsi Killin)
Tu miał być jakiś morał, ale po co gadać, jak nie ma o czym mówić. Lepiej pooglądam se inne obrazki z wycieczki, których mam jeszcze kupkę.