Nie przyglądam się zbytnio mediom, zarówno polskim jak i brytyjskim, od lat, ale gdy się czasem przyglądam, to przeważnie w zadziwieniu, czym i jak się zajmują. A ponieważ wierzę, że mają na tyle doskonały marketing i targetowanie, że jakoś tam się sprzedają i trafiają do, to pośrednio - stoję w zadziwieniu nad poziomem odbiorców, którzy te media łykają.
Jak ostatnio, nad kolejną falą pierdoletów i gorzkich żali w UK z powodu wydatków socjalnych "na emigrantów", np. na dzieci, szczególniej te które nabyły prawo do zasiłków itp., a potem znalazły się np. w PL (albo Portugalii albo Francji albo gdziekolwiek, no ale PL bardziej trafia do mediów czy odbiorców mediów) - że aż, tak czuli na żale wyborców i głos mediów politycy, np. PM Cameron, poczuli się zmuszeni coś z tym pieniężnym krfotokiem na dzieci polskie zrobić, ergo, ograniczyć czas, wypłaty czy co tam innego (już zdążyłem zapomnieć szczegóły).
Z tego wszystkiego, najbardziej rozbawiła mnie na smutno kwota o jakiej ze swadą dyskutują media i nad którą pochylają się politycy, i którą czemuś zapamiętałem - idzie o 30M£ rocznie. Czyli, szukając analogii w bliskich mi rejonach Faslane, mniej więcej koszt jednej rakiety Trident. Albo koszt jednego dnia (no licząc bardzo ostrożnie - dwu dni) obecności UK w Afganistanie.
Ok, ktoś może powiedzieć, że jeśli taxpajer woli rakietę ICBM od wydatków na kilkadziesiąt tysięcy dzieci, to jest jego szmal i wola, stąd media i politycy dosko wyrażają tę wolę.
To może inaczej, te 30 baniek w skali budżetu UK to jest funt w skali budżetu przeciętnie zarabiającego obywatela UK. I jakby zapytać przeciętnego obywatela UK, czy dałby ROCZNIE jednego funta na obce dzieci, czy jako napiwek odwalającym za niego brudną robotę, to mam wrażenie, że przytłaczająca większość zgodziłaby się i machnęła ręką na to.
Ale przecież, jak świat długi i szeroki, nie tak stawiają sprawę, czy jej podobne, media i politykierzy, więc i politycy, a na końcu masy Kowalskich czy Brownów.
Jedyny, a i to niewielki, pożytek z przyglądania się takim danym i takim dyskusjom, w takich tematach i kontekstach, to zdanie sobie sprawy, o czym media wolą NIE mówić i czym politycy wolą się NIE zajmować. Tyle, że co mi z tego.