Jedno co pewne, a nawet - co było pewne od samego początku zmiany pracy z utrzymania ruchu i okolic na integrację i nowe uruchomienia, to że będzie znacznie mniej nudno niż poprzednio.
Czyli, przez ostatnie pół roku mniej więcej, grzebałem w systemach i urządzeniach tak różnych, że proszę wstać i rozpiętość miałem jak za poprzednie 10 lat. I to zarówno w sensie bebechów i zaplecza systemów, jak też w sensie urządzeń, technologii czy innych wihajstrów, które usiłuję okiełznać, bo klient ładnie prosi płaci.
W sensie urządzeń były gorzelnia, oczyszczalnie ścieków, metrologia i datalogging siłowni wiatrowych, jakieś drobne systemy ogrzewania i sterowania. W sensie "zaplecza" i bebechów, były schneidery, siemensy, mitsubishi, no i graty od ABB. I to wszysto w najróżniejszych kombinacjach i konfiguracjach.
Do zmienności niby też można się przyzwyczaić, nieprawdaż, ale jednak czasem można dostać skurczu na mósku. Na przykład kiedy trafia się na sporą produkcję arafatek w wersji "delikatny shemagh delux" w samym środku Szkocji, produkowanych na rynek Arabii Saudyjskiej i okolic, na trzy zmiany i na maxa.
Co zdarzyło mi się dzisiaj.
Ale maszyny do hotprintu i oznaczania mają dosyć proste i nic specjalnego, da się przeżyć. Poza tym co można w nich poprawić, oczywiście (voice mode=
Buzz and Woody: "braki wiedzy o napędach, wszędzie") i o ile lepsza będzie następna taka maszyna, jeśli ją sklecę. Już niebawem.