Po trafieniu pod Kretą
Warspite odszedł w połowie 1941r. na zasłużony duży remont do USA, na zachodnie wybrzeże. Nie tylko naprawiono rozwalony bok, ale też wymieniono zużyte działa 381mm, założono nowe radary i dołożono artylerii przeciwlotniczej, itd. Zanim skończył się remont, Japończycy zaatakowali Pearl Harbor - jeszcze w stoczni "Wzgarda" przeszła w stan gotowości, bo niewiele zostało alianckich pancerników "na chodzie" na Pacyfiku, a Amerykanom odwalała panika, że japs zaraz będą gwałcić i rabować Kalifornię.
Okręt w pełni wrócił do służby pod sam koniec 1941r., do lutego dotarł pod Australię. Następne półtora roku spędził w trójkącie Australia - Cejlon - Afryka Wschodnia, głównie robiąc za flagowiec admirała Jamesa Somerville'a, C-in-C Eastern Fleet. Poprzednio Somerville dowodził zespołem z Gibraltaru (często współpracując z opisywanym poprzednio admirałem Cunninghamem z Alexandrii), mając na koncie różne sukcesy, remisy i porażki, jak to na wojnie. No i był "wsławiony" zatopieniem Francuzów w Mers-el-Kebir. Ogólnie, Somerville był solidnym rzemieślnikiem, ale moim zdaniem człowiekiem mniejszego formatu niż ABC - tylko, że nadal, przeciętny admirał Royal Navy z tego pokolenia (zaczynającego na I wojnie), prezentował poziom fachowości i etosu moim zdaniem wyprzedzający inne floty drugiej wojny.
Wojna morska na Oceanie Indyjskim nie miała tej intensywności co na północnym Atlantyku czy na zachodnim Pacyfiku, bo państwom Osi było gdzieś pod Cejlon zdecydowanie "za daleko", nawet jeśli było to oczywiste miękkie podbrzusze Aliantów (guma, ropa, linie komunikacyjne z Indii i Australii, itd.). Jednak ten olbrzymi teatr działań, niby pustawy, też wymagał "doglądania" i trafiały się okazyjne rajdy i bitwy. Jak rajd ciężkiego uderzeniowego zespołu japońskiego w kwietniu 1942, pod dowództwem adm. Nagumo, mający za zadanie zaorać Eastern Fleet i ogólnie zniknąć obecność brytyjską na Oceanie Indyjskim. Co po klęsce Birmy i Singapuru itd. w początku roku wydawało się jak najbardziej możliwe, skądinąd obu stronom tak się wydawało.
Kolosalnemu zespołowi japońskiemu (5 ciężkich lotniskowców, 4 solidne pancerniki, parę "drobniejszych" lotniskowców, ciężkich krążowników, chmara niszczycieli, itd. itp.) Somerville próbował przeciwstawić Eastern Fleet podzieloną na dwa zespoły, szybszy, z jego
Warspite i dwoma lotniskowcami, oraz wolniejszy z małym lotniskowcem i czterema zabytkowymi pancernikami typu
Revenge (ciekawymi, bo była to nieco
młodsza wersja pancerników
Queen Elizabeth, tj. takich jak "Wzgarda" - ale tak naprawdę była to wersja budżetowa: mniejsza, wolniejsza, węglowo-mazutowa, tańsza... i niezbyt podatna na sensowne modernizacje, toteż nigdy sensownie nie modernizowana, od 1916r.). Plus przygarść krążowników i niszczycieli.
Na początek weterani Nagumo spod Pearl Harbor z powietrza zaorali, zabronowali i zagrabili okolice Cejlonu, różne angielskie bazy, przy okazji topiąc dwa krążowniki i mały lotniskowiec
Hermes (bez samolotów, ergo bezbronny). Somerville, który nieco cofnął się w stronę Afryki, nie był w stanie dotrzeć na czas i na miejsce, żeby choć spróbować kontratakować, ale też Nagumo nie potrafił wykorzystać swoje zasoby (nie był specjalnie błyskotliwym admirałem, szczególniej w "nagle" nadciągającej epoce lotniskowców). Przez dłuższy czas floty ganiały się po Oceanie Indyjskim nie mogąc się odnaleźć (w zasadzie Japończycy nigdy nie znaleźli głównych sił Somerville'a), a kiedy samurajom skończyło się paliwo, odpłynęli do Singapuru.
Zakończyło się taktycznym zwycięstwem Japończyków (zniszczyli i zatopili całkiem sporo, kosztem zaledwie ok. 20 samolotów) ale strategicznym Brytyjczyków (bo pomimo strat nijak nie dało się "zniknąć" z map ciężkiego trzonu Eastern Fleet), ogólnie dobrze dla "Wzgardy" - gdyby floty "znalazły się", tak jak planował Somerville, możliwy byłby kolejny bardzo bohaterski epizod w historii legendarnego okrętu, ale raczej krótki i zakończony na dnie oceanu. Bo przewaga Japończyków była miażdżąca, a Somerville może i nie był super-dowódcą, ale tchórzem czy pełen wątpliwości też nie był, i na pewno poszedłby na całość, jeśliby miał szanse zdybać jakiekolwiek czółno japońskie w zasięgu 15 calówek. Tyle, że wojny na ogromnych przestrzeniach Pacyfiku czy Indyjskiego już nie wygrywały 15", ale samoloty i lotniskowce.
Rajd pod Cejlon nie powtórzył się, pomimo brytyjskich obaw - trzon japońskiej floty niebawem popłynął "w druga stronę", zginąć w bitwie pod Midway. Somerville i
Warspite pod koniec 1942 brał udział w aneksji Madagaskaru (Japończycy podobno knuli, żeby zrobić sobie na Madagaskarze przyczółek-bazę okrętów podwodnych), ogólnie prowadził zadania raczej dozorowe, potyczki i wypady-dywersje (np. na rzecz Amerykanów) niż jakieś wielkoskalowe operacje morskie II wojny.

Na początku 1943r. nastąpił miły akcent i zbieg okoliczności - operacyjne dowodzenie
Warspite objął kapitan Herbert "Bertie" Annesley Packer. Ten sam, który jako młodziutki podporucznik odznaczył się i został odznaczony na tym samym okręcie, dowodząc wieżą A pod Jutlandią w 1916, bez przerwy waląc z obu luf do germańskich oprawców, 12 salw z celowania lokalnego (no dobra, okej, za krótkich), kiedy "Wzgarda" robiła kółeczka pod ciężkim ogniem i wysiadały jej kolejne systemy. Ekhm,
miałem o tym notkę!
Warspite wrócił do Anglii w maju 1943r. z przebiegiem 160 tys. mil (ok 290 tys. km) od początku wojny. Przeszedł błyskawiczny remont (z kolejną próbą "zrobienia porządku" ze sterami okrętu - pogięta jeszcze pod Jutlandią rufa, pomimo zyliona napraw i modernizacji nigdy nie chciała "współpracować" i wielkie stery pancernika zacinały się często i niespodziewanie). Zaraz poszedł z powrotem na Morze Śródziemne, najpierw do Gibraltaru, potem do Alexandrii, gdzie był witany z prawdziwym rozrzewnieniem.
Wojna na Morzu Śródziemnym po półtora roku wysiłków Aliantów (w tym ciągłych wysiłków i zacnego dowodzenia przez znajomego adm. Cunninghama) wyglądała zupełnie inaczej niż kiedy Royal Navy była masakrowana pod Grecją i Kretą, Luftwaffe rządziła jak chciała, a Rommel zagrażał Egiptowi. Teraz, po zawalcowaniu północnej Afryki przez siły amerykańsko-brytyjsko-francuskie z zachodu (czyli dziwna acz ciekawa Operation Torch) i przez Montgomery'ego ze wschodu, i dobiciu cegłówką resztek Afrika Korps, przyszedł czas na przeniesienie wojny do Włoch.
Warspite pod zawadiackim kapitanem Packerem odznaczał się jak zwykle, w osłonie przepraw i desantów na Sycylię i na kontynentalne Włochy, w bombardowaniu pozycji i baterii wroga, pod nadal groźnymi nalotami Luftwaffe. 12 lipca 1943 roku dopłynął na niezniszczalną Maltę, po prostu po paliwo - był pierwszym pancernikiem odwiedzającym znękaną wyspę, od swojej własnej wizyty w grudniu 1940... Teraz znowu pływał "wahadłowo" na Maltę, w stylu "zbombardować Katanię czy coś, biegiem wrócić na Maltę po paliwo i amunicję, skoczyć pod Reggio rozpieprzyć jakieś baterie, znowu pełnym gazem na Maltę" itd.
W tej okolicy przestrzenno-czasowej padł legendarny sygnał admirała Cunninghama, podziwiającego swój były flagowiec, lecący na pełnej k... po pełnym morzu -
Operacja przeprowadzona wzorowo. Nie ma wątpliwości, że kiedy Stara Dama zakasze spódnice, jeszcze potrafi biegać. (There is no question when the old lady lifts her skirts she can run).

Włosi mieli dosyć, w początku września 1943r. poddali się Aliantom, Niemcy przejęli obronę kontynentalnych Włoch. Żeby nie przejęli całkiem sporych "resztek" włoskiej floty, Alianci naciskali na przejście ciężkich okrętów Regia Marina do internowania na Malcie i w Afryce - "Wzgarda" prowadziła dwa konwoje z byłymi przeciwnikami z początku wojny, w pierwszym
Vittorio Veneto oraz nową
Italię, w drugim
Giulio Cesare.
Większość dużych okrętów aliantów zaraz odpłynęła do Wielkiej Brytanii, szykować się do desantu w Normandii -
Warspite i
Valiant zostały w okolicy Włoch, wspierać desant pod Salerno i ogólnie dawać popalić Niemcom, gdziekolwiek mogły sięgnąć 15".
16 września po południu, drugiego dnia akcji pod Salerno, "rutynowy" nalot myśliwsko-bombowych Fw-190 nieco odwrócił uwagę od bombardujących z wysokiego pułapu ciężkich Dornierów Do-217, zresztą, jak zwykle mało kto się przejmował, jeśli nie atakowały celne nurkowce, czy coś w podobie; trafienia z wysokościowego bombardowania w poziomie, w ruchomy okręt, nadal były na poziomie trafień w totka.
Niestety, Dorniery (skądinąd ze znajomej elitarnej jednostki KG100, z którą spotkał się
Warspite, no i polski
Grom pod Narvikiem) właśnie niedawno ogłosiły nową epokę wojny morskiej i wojny w ogóle, bo zaczęły używać
pierwszych bomb kierowanych. Prymitywnych i topornych, ale jednak kierowanych; nawet jeśli było to tylko zdalne sterowanie (jak byle modelem lotniczym) nieco stabilizowanym pociskiem, działające tylko na parę km, przy ideolo pogodzie i super wyszkolonym operatorze, no i podatne na zakłócanie - jednak we wrześniu 1943 była to mała rewolucja. A przy tym sama bomba była cholernie dobra; prawie 1400kg ciężkiej bomby przeciwpancernej (np. głowica wybuchowa miała tylko 320kg, reszta to penetrator i "graty"), osiągającej prędkość dźwięku i przebijalność rzędu 130mm stali pancernej, z doskonałym zapalnikiem.
Na
Warspite dnia 16 września spadły trzy takie bomby.
Jedna nie trafiła, spadła za rufą po prawej.
Druga trafiła obok prawej burty, od fali uderzeniowej podwodnej eksplozji rozsypało się poszycie na kilku sekcjach, zalało parę przedziałów przeciwtorpedowych i zbiorników. BTW świadkowie oceniali (bo bomby zostawiały wyraźną smugę dymu z flar na ogonie, będących markerami dla operatora, więc w pogodne włoskie popołudnie doskonale było widać ich manewry na przestrzeni tych paru kilometrów), że była najgorzej rzucona i najefektowniej skorygowana, bez operatora spadłaby balistycznie ze 300m od
Warspite.
Trzecia trafiła prościutko obok komina, przebiła sześć pokładów, rozniosła w drobny mak kotłownię nr 4 i wyrwała 7 metrową dziurę w podwójnym dnie pancernika. Okręt stracił parę, wszelkie zasilania, zalało prawie wszystkie kotłownie, w sumie nabrał ok. 5000 ton wody.
Czy Stara Dama i jej załoga się poddaje? "Ależ wodzu, co wódz".
Warspite zostaje odholowany na Maltę - nadludzkim wysiłkiem, przez trzy dni rwąc liny holownicze, dryfując bokiem, itd. Kapitan Packer dostaje zaszczytną wzmiankę w rozkazach, za uratowanie okrętu. Nie dziwary, miał wprawę chłopina, już drugi raz wracał do portu na rozwalonej przez Niemce "Wzgardzie". Z innej beczki, legendarne okręty stają się legendarne także dzięki legendarnemu szczęściu - bardzo poważne trafienie kosztowało zaledwie 9 zabitych i 14 rannych. Dla ustalenia uwagi, trafienie taką samą bombą w tej samej okolicy, w płynący na internowanie włoski pancernik - nóweczkę
Roma, a nie w zabytek I wojny, kosztowało pancernik i nieco ponad 1300 włoskich marynarzy, po eksplozji magazynów amunicji.
Po prowizorycznym ogarnięciu, po paru tygodniach
Warspite zostaje odholowany na Gibraltar. W marcu 1944 dociera do Rosyth w Szkocji i zaczyna błyskawiczny "remont" - dziura w dnie zostaje zabetonowana, tak, BETONEM; rozwalona kotłownia nie jest naprawiona, uszkodzona główna wieża X (trzecia) również pozostaje wyłączona, cała artyleria średnia jest zdjęta, jej kazamaty "zaspawane". Zostaje sprawnych 6 dział 15 cali i trochę artylerii przeciwlotniczej.
Skąd ten pośpiech? Ano w celu wyjścia w morze ponownie 2 czerwca 1944, żeby dotrzeć po dwu dniach pod Plymouth i dołączyć do Eskadry D Wschodniej Grupy Uderzeniowej sił inwazyjnych, które właśnie szykują się do desantu na Normandię.
Nie jestem w stanie tego zweryfikować, ale niektórzy twierdzą, że to właśnie
Warspite odpala pierwsze wielkie działa, o piątej rano 6 czerwca. W ciągu dni zużywa kolosalne ilości amunicji (mniej więcej co dwa dni pobiera komplet pocisków 15" w Portsmouth), unikając torped i bomb, rzucany razem z innymi pancernikami i monitorami (wyspecjalizowanymi okrętami artyleryjskimi) wszędzie tam, gdzie jest kiepsko, bo Niemcy umocnieni bardziej niż przewidywano, albo tam gdzie Niemcy kontratakują.
Strefa do nieco ponad 20km od morza staje się dla Niemców strefą śmierci (zresztą podobnie jak wcześniej we Włoszech i na Sycylii, czy jak dla Japończyków na wyspach Pacyfiku) - doskonale zorganizowany i korygowany ogień pancerników i mniejszych okrętów jest nieoceniony. Bo jeśli zamówisz bombowiec, to jeśli jest znośna pogoda tu i
tam gdzie startuje, może przyleci za parę godzin, ale za parę godzin to te Tygrysy i Pantery już dawno cię rozjadą; jeśli chcesz zamówić myśliwiec czy szturmowiec, to jeśli w ogóle będzie skuteczny, wymaga też wypasionej łączności, naprowadzania i rozpoznania i też ładnej pogody; a do Navy wystarczy "zadzwonić" o dowolnej porze dnia czy nocy, w dowolnej pogodzie, i za parę minut przyleci ćwierćtonowy albo i tonowy pocisk. I jeśli jesteś dobry w korygowaniu ognia kolegów z Navy, to już po paru pociskach, czyli po paru minutach, możesz potwierdzić "w celu" i poprosić, żeby teraz sypali 15" salwami. Powiedzmy, tak długo, aż tobie znudzą się fajerwerki, Niemcom kontratak, albo marynarzom skończy się amunicja.
Dygresja - niektórym znafcom z internetów i z WoT wydaje się, że no może i trafienie 15" itp. jest zabójcze nawet dla najcięższego czołgu, ale przecież nie da się takiego czołgu trafić z 20km inaczej niż przypadkiem, to nie bunkier czy bateria dział, więc o co chodzi i kto by się tym przejmował. A co więksi idioci, to naprawdę dyskutują przebijalności i skuteczności dział okrętowych >200mm vs czołg.

Polecam przyjrzeć się załączonemu obrazkowi, to są miejscówki w okolicy desantu "Omaha Beach" po ostrzale okrętowym i
po 50 latach erozji - nie bez powodu pociski HE pancerników miały ksywkę "pool makers" ("wytwórnie basenów"), typowy dołek po HC/HE miał jakieś 15m średnicy na 6m głębokości. Każdy czołg, nawet Tygrys, w promieniu 15-20m od takiego trafienia był do góry kołami, albo z nagła bezwieżowy. Każdy w promieniu kilkudziesięciu metrów był sperforowany ciężkimi odłamkami, obrany z całego osprzętu i/lub z załogą zabitą/poranioną samym wstrząsem.
Generalnie, Niemcy w Normandii, nawet ci bardzo zmotywowani do kontrataków i żeby zepchnąć Aliantów do morza, w ciągu paru dni nauczyli się, że zepchnąć, to se mogą Aliantów na 10-15km od morza, ale dalej, bez jakiegoś cudownego wyłączenia okrętów z gry, no to jednak niedasię.
Warspite, przerzucany z jednego krytycznego odcinka na inny krytyczny odcinek, zużył w ciągu tygodnia nie tylko hałdę amunicji, ale też lufy 15". Jako pierwszy ciężki okręt brytyjski od początku wojny został odesłany do Rosyth przez kanał i cieśninę Dover, a nie wkoło Wyspy. Przeszedł spoko (pomimo nadal czynnych baterii niemieckich dział), niestety, wpadł na minę na wysokości Harwich. Oczywiście, "Wzgarda" się nie poddaje, dociąga do Rosyth, a uszkodzone wały śrub się naprawi, jeden zbędny wyłączy - i tak bez połowy kotłowni itd. okręt spadł do statusu monitora w zasadzie.
Po naprawie (prędkość max. 15 węzłów...) i skalibrowaniu nowych luf,
Warspite już w sierpniu wraca pod Francję, w ciągu kilku miesięcy bierze udział w walkach o Brest, o Le Havre, o (niesławne) podejście do Antwerpii. W bitwie o Walcheren pod Antwerpią 1 listopada 1944 oddaje swoje ostatnie salwy.
Nie udało się zachować go jako muzeum, poszedł na złom w 1946. Nie żeby bez walki - rozbrojony, holowany w 1947 do Faslane,
Warspite zerwał się z kotwicy w czasie sztormu i solidnie wszedł na mieliznę koło Prussia Cove. Przyszło ratować szkieletową załogę, po czym przez parę lat zabawiano gawiedź i telewizję próbami zdjęcia pancernika z mielizny (wydając górę funtów i uszkadzając niezliczone holowniki i statki przy okazji). Potem próbami wepchnięcia go nieco bardziej na ląd, żeby pociąć go na złom "w miejscu". W końcu, przy użyciu hałdy kompresorów do poprawienia wyporności i ze dwu silników odrzutowych do napędu, udało się wepchnąć go "na ląd" na tyle, że można go było ciąć; cała operacja złomowania "Wzgardy" pozostaje bodaj najkosztowniejszą i najbardziej skomplikowaną na Wyspach Brytyjskich, po dziś dzień. Ale - do 1955 udało się zniknąć
HMS Warspite 03
Bandera "Wzgardy" została po wojnie uroczyście złożona przez admirała Cunninghama w katedrze św. Idziego w Edynburgu. Trafiła w najzacniejsze miejsce, w którym wiszą sztandary znanych szkockich i brytyjskich regimentów i historycznych jednostek (w teorii, bo praktyce, nie udało mi się jej odszukać, nawet z pomocą personelu katedry-muzeum i katalogu - pewnie leży gdzieś w skrzyni w magazynie).
Okręt, zgodnie ze swoim mottem i nazwą, przez dwie wielkie wojny i trzy dekady gardził wrogiem i tym, co wróg mógł przynieść; przetrwał ciężkie ostrzały, bombardowania, miny, zderzenia i mielizny, no i ciężki pocisk kierowany. Przewinęło się przez niego tysiące marynarzy i oficerów. Cementował etos Royal Navy i był przez tenże etos utrzymywany w okolicznościach, które po prostu się w pale nie mieszczą.
Chwała i sława.