(kontynuacja po
poprzedniej części)
Etos Royal Navy mieścił się nawet w drobiazgach, takich jak kwestia umiejscowienia sztabu floty śródziemnomorskiej. Głównodowodzący siłami lądowymi i lotnictwem w Egipcie naciskali na przeniesienie sztabu floty do Kairu, żeby wszystkie rodzaje sił były "razem" i pod ręką, ale admirał Cunningham zdecydowanie odrzucił taką możliwość,
"Tradycja i, w mojej opinii, konieczność, wymagały aby głównodowodzący floty znajdował się na okręcie flagowym, dzieląc na ile to możliwe niebezpieczeństwa i niewygody ze swoimi oficerami i ludźmi", nawiasem mówiąc, w bombardowanej z różnym natężeniem Alexandrii.

Etos RN można znaleźć nawet w kwestiach logistycznych. Każdy fan historii II wojny wie, że był moment, kiedy na Malcie ciągłe włoskie naloty odpierały tylko trzy rzęchowate myśliwce, Gloster Gladiatory nazwane Wiara, Nadzieja i Miłość. Tak naprawdę było tych dwupłatów nieco więcej a ich nazwy zmyślono nieco później; acz rzeczywiście, latało ich najwyżej kilka na raz, reszta była na części i rzeczywiście przez jakieś 2 tygodnie były jedyną lotniczą obroną wyspy. Mało kto pamięta, skąd się te Gladiatory ulęgły. Otóż dowódca na Malcie zorientował się, że w zamieszaniu początkowo - wojennym, zapasowe Sea Gladiatory lotnictwa floty trafiły w skrzyniach na Maltę, ale nie zanosi się żeby jakikolwiek lotniskowiec RN je odebrał, więc na razie sobie leżą. Przytomnie zapytał Cunninghama, czy można by rozpakować te dwupłatowce i "pożyczyć" do mizernej obrony wyspy. Cunningam odpowiedział w etosie RN, że mają brać wszystko czego tylko potrzebują do obrony wyspy z magazynów bazy La Valetta, bez zawracania jemu i sobie tyłków. Kiedy parę miesięcy później jakiś gryzipiórek z admiralicji zaczął ABC wiercić dziurę w brzuchu jakim prawem oddał myśliwce floty RAFowi itp., Cunningam w wolnym tłumaczeniu kazał mu pospierdalać i przenieść się z biurem na Maltę, jeśli ma jakieś problemy biurokratyczno - logistyczne.
Dygresja dla laików - na zdjęciu, to "Wiara" na Malcie w 1940. Normalny Gladiator wyglądał nieco inaczej, "Wiara" dostała trzyłopatowe śmigło i silnik ze szrotu, tj. "przełożone" z uszkodzonego dwusilnikowego bombowca Blenheim. To tak a propos etosu i woli walki obrońców Malty.
W końcu października 1940 Włosi ruszyli na Bałkany i Grecję, stąd flota śródziemnomorska została dodatkowo obciążona "obsługą" brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego. Pomimo pokaźnych nowych zadań konwojowych i osłonowych admirał ABC nie odpuścił wdrożenia starego, przedwojennego planu ataku na główną bazę włoską w Tarencie. Nie miejsce tu na rozpisywanie się o znanych faktach i słynnym nalocie - w nocy 11 listopada mizerna angielska grupa uderzeniowa, z jednego lotniskowca, na przestarzałych samolotach, przy minimalnych stratach własnych, rozniosła włoskie okręty (jeden pancernik poszedł w diabły, dwa ciężko uszkodzono, i trochę pomniejszych okrętów pouszkadzano). Jak skomentował ABC
"[Tarent] powinien zostać zapamiętany na zawsze jako definitywny dowód, że to lotnictwo morskie jest najgroźniejszą bronią Floty".
Mój komentarz jest taki - Tarent (a potem wzorowane na nim Pearl Harbor) pokazują też, że aby takie ataki się udawały, potrzebne było a) nieogarnięcie atakowanych, no bo trudno powiedzieć, żeby Włosi czy Amerykanie byli sensownie zorganizowani czy kompetentnie bronili bazy b) doskonałe wyszkolenie i etos atakujących, jak grupy lotniczej Floty Śródziemnomorskiej czy Japończyków. Bo wcale nie było tak, że wystarczyło zdybać na redzie jakąś flotę, zaatakować paroma samolotami torpedowymi, i już flota leży na dnie - czego np. wzmiankowane powyżej wielokrotne nieskuteczne naloty włoskie na Alexandrię przykładem; ale właśnie niekompetentne naloty, wobec doskonałej (okej, na ile zasoby pozwalały) obrony.
Po Tarencie Włosi próbowali pokazać się na morzu, tak jakby nic się nie stało, ale raczej niemrawo im to szło. A Cunningham tak się rozzuchwalił, że nie tylko rozpychał się aż po Albanię i okolice, ale przed samymi świętami Bożego Narodzenia 1940 dopłynął na swojej "Wzgardzie" na Maltę - wizyta legendarnego okrętu na zdewastowanej nalotami i zabiedzonej wyspie była krótka (40h), gigantycznie podniosła morale Malty, zresztą załogi
Warspite też.
Ale niebawem admirał przekonał się, że "dobre czasy" się skończyły -
"Wysiłki Regia Aeronautica były prawie niczym, w porównaniu do tego, co przyniosły mordercze Stukasy Luftwaffe". Pierwszy atak doskonale wyszkolonych niemieckich nurkowców skoncentrował się na wielkiej tarczy strzelniczej, czyli lotniskowcu
HMS Illustrious. Okręt dostał 6 półtonowych bomb w 10 minut, poniósł ciężkie straty w ludziach i sprzęcie. Palił się cały hangar itd, ale kolosalnym wysiłkiem załogi opanowano pożary i rozżarzony "wrak" dopłynął na Maltę. Cunningham oglądał to wszystko ze "Wzgardy", która oberwała leciutko w porównaniu, jedną bombą na dziobie. Po mniej więcej tygodniu nadludzkich wysiłków i napraw, pod morderczymi nalotami,
Illustrious uciekł z Malty do Alexandrii; odesłano go na pełny remont, który zajął miesiące.
Kampania w Afryce przeciw Włochom szła nieźle, ale znacznie rozciągnęła morską "linię frontu". Grecja, wobec nieuchronnego lądowego, a nie tylko lotniczego, wejścia do gry Niemców, zmieniła zdanie i poprosiła o brytyjską pomoc - co dodało jeszcze więcej zadań i zdrenowało brytyjskie zasoby, także zasoby floty. Niemieckie lotnictwo serio dawało się we znaki, problemem były nie tylko Stukasy, ale też np. gratis i od ręki zaminowano z powietrza Kanał Sueski (co Włochom nie przyszło do głowy przez pół roku...). W tej trudnej sytuacji Cunningham wysmarował memorandum do Admiralicji, wskazujące na "rozciągniecie" przestrzenne swoich sił i wszelkie braki zasobów oraz strategię na bliską przyszłość - dostał "w odpowiedzi" Wielki Krzyż Orderu Łaźni. Wyrwało mu się przy ludziach, że wolałby dostać trzy dywizjony myśliwców...
W początku 1941 Włosi zdecydowali się na solidniejszą akcję, pod naciskiem Niemców, żądających całkowitego morskiego odcięcia Grecji i brytyjskich sił ekspedycyjnych na Bałkanach. Admirał Iachino na początek zaplanował elegancką pułapkę na brytyjskie krążowniki, kręcące się koło Krety (w skrócie - włoskie krążowniki zapędzą brytyjskie okręty pod lufy nowoczesnego włoskiego pancernika), ew. przy okazji skonsumowanie jakiegoś konwoju pływającego z lub do Grecji. Niestety, jego misterny plan poszedł w pizdu, bo akurat wtedy Brytyjczycy zaczęli rozszyfrowywać Enigmę na dobre i przeczytali sobie wszelkie włoskie transmisje. Co prawda, Cunningham nie bardzo w nie wierzył, nawet założył się ze swoim oficerem sztabowym o 10 szylingów, że nie zobaczą wcale ciężkich okrętów włoskich. Przegrał zakład.
Tak czy owak, mając na talerzyku informacje o włoskich zamiarach, ABC dokładnie zaplanował kontrposunięcia, które doprowadziły do bitwy u przylądka Matapan. Konwoje zostały zatrzymane lub zawrócone, a silna grupa aleksandryjska (Trzy Siostry:
Warspite, Valiant, Barham, lotniskowiec
Formidable, plus obstawa), wyszła na przechwycenie Włochów.
Z rańca spotkały się forpoczty krążowników - słabsze brytyjskie usiłowały wciągnąć Włochów pod lufy swoich pancerników, włoskie nie dawały się wciągnąć, za to okazywały wyższość artylerii i napędów nad oponentami; szczególniej, że brytyjski
Gloucester miał kłopoty z maszynownią i rozwijał zaledwie 24 węzły. Za to włoskie krążowniki miały kłopoty z dalmierzami i rozrzutem, i chociaż wystrzeliły kilkaset pocisków, nic ciekawego nie trafiły; a kiedy Anglicy zaczęli się odgryzać, zawróciły.

Brytyjczycy oczywiście poszli za nimi, i dla odmiany, dali się wciągnąć pod nowiuśkie 381mm lufy pancernika
"Vittorio Veneto". Ktoś na mostku krążownika
Orion zapytał
"Cóż to za pancernik? Myślałem, że nasze są wiele mil stąd?" a odpowiedź usłużnie nadleciała z 23 kilometrów. Nagłe dziewięć fontann 15 calówek, które spadły między brytyjskimi okrętami, spowodowało cudowne ozdrowienie maszynowni krążownika
Gloucester i grupa brytyjska rozwinęła w odwrocie pod zasłoną dymną całe 30 węzłów. Tyle, że
Vittorio Veneto rozwijał 31...
Na szczęście dla brytyjskich krążowników, Cunningham zasuwający im naprzeciw, ale rzeczywiście jeszcze wiele mil od pola walki, miał ze sobą lotniskowiec i rzucił do ataku na
Vittorio tyle samolotów, że choć nic nie zwojowały, konieczne uniki i obrona spowolniły włoski pościg. Koło południa admirał Iachino zdecydował się zawrócić, wobec rosnącego dystansu do wroga, jak też do własnej bazy i lotnictwa.
Druga fala nalotów zaskoczyła Włochów około godziny 15 - komandor podporucznik Dalyell-Stead bohatersko, chwilę przed zestrzeleniem, wsadził torpedę w rufę
Vittorio. Pancernik został unieruchomiony, po naprawach rozwinął zaledwie 15, potem 19 węzłów.
Na wieść o trafieniu i uszkodzeniu
Vittorio Veneto Cunningham pognał swoich weteranów, żeby dobić włoszczyznę.
Iachino obstawił swój uszkodzony pancernik krążownikami, i odpierał ostatni wieczorny nalot wszystkim, co było pod ręką. Obrona była na tyle skuteczna, że nie trafiono ponownie
Vittorio Veneto, ale dostało się ciężkiemu krążownikowi
Pola - jedna dobrze wycelowana torpeda wyłączyła pięć kotłów i całą elektrykę.
Iachino i spółka przeliczyli się w kwestii jak daleko jest nadciągająca "Wzgarda" z koleżankami, czyli krótko mówiąc ZAGŁADA. Sądząc, że Cunningham jest dwa razy dalej niż był rzeczywiście, Iachino oddelegował resztę jednej eskadry krążowników, czyli
Zara i
Fiume i parę niszczycieli, do obstawy ew. holowania unieruchomionej
Pola.
ABC miał pewien problem taktyczny, bo po jego stronie wszelkie znaki wskazywały, że Włosi wiedzą, że nadciąga, a każdy brytyjski admirał na miejscu Iachino rzuciłby do nocnego kontrataku w osłonie zranionego pancernika wszystko, włącznie z kajakami, aby tylko miały torpedy. A pakowanie się Trzema Siostrami z mizerną obstawą, nocą, pod zmasowany atak torpedowy niszczycieli i krążowników, niosło znaczne ryzyko - własny sztab odradzał ABC aż tak hazardowne posunięcie. Cunnigham, jak mówił, z szacunkiem wysłuchał ich opinii, ale że dyskusja zbiegła się z jego kolacją, stwierdził, że najpierw skonsumuje, a potem zobaczymy, jak się będzie czuł.
Czuł się na tyle pewnie, że nie odwołał pościgu. Około godz. 20 Anglicy zaczęli łapać na radarach nieruchomy cel, mieli nadzieję na
Vittorio, ale była to pechowa
Pola. Do godz. 22 wszystkie okręty angielskie miały w lornetkach i dalmierzach całą grupkę włoską. Trzy Siostry Zagłady skradały się po ciemku i w zupełnej ciszy wycelowały do Włochów, którzy nawet dział nie obsadzali, tak byli ogólnie nieprzygotowani do zabaw nocnych - zauważyli Brytyjczyków około 22:20, ale myśleli, że to własne okręty. Albo nie wierzyli w to co widzą.
Pancerniki wyszły na około 3500m, dla "Wzgardy" i sióstr i ich 15 calówek to nie był dystans artyleryjski, to było jak rąbanie włoszczyzny siekierą, jak mordowanie foczek bejsbolem.
Cunningham oglądał całą niesamowitą akcję z górnego otwartego pomostu
Warspite. W momencie pierwszej salwy niszczyciele i pancerniki odpaliły te wielkie morskie reflektory; admirał widział 6 ciężkich pocisków "Wzgardy", jak lecą we włoski krążownik, pięć z nich rozniosło śródokręcie przeciwnika. Z tyłu
Valiant pompował w drugi włoski krążownik salwy w takim tempie, że doświadczony Cunningham nie wierzył, że w ogóle można tak szybko ładować 15 calówki. Gdzieś dalej
Barham równie ciężko pracował.
W trzy minuty z krążowników
Zara i
Fiume zostały płonące wraki. Zaskoczone niszczyciele włoskie próbowały kontratakować torpedami, ale też zaraz dostały łomot, parę poszło na dno, tylko jeden wyszedł bez uszkodzeń. Ogólnie rzecz biorąc, załogi Trzech Sióstr Zagłady weszły w tryb "berserk", i cokolwiek wpadło w światła reflektorów, dostawało porcję stali w kalibrze 6 albo i 15 cali - własny niszczyciel
Havock też został obramowany. A nawet był moment, że trzeba było powstrzymać kogoś, żeby nie przywalił z całej baterii 150mm z "niezaangażowanej" strony we własny lotniskowiec, który nieco się odsunął od artyleryjskiego zamieszania, ale i tak ktoś go podświetlił.

A propos, reflektorami na
Valiancie dowodził Philip of Schleswig - Holstein - Sonderburg - Glücksburg, obecnie bardziej znany jako książę Philip, Duke of Edinburgh, małżonek królowej Elżbiety II, dziś 96 letni. A propos a proposa, podrywał ją już wtedy a nawet nieco wcześniej, acz głównie korespondencyjnie (bo podrywanie 13-14 latek niekorespondencyjne było niekoszerne nawet w 1940).
Po rozniesieniu wszystkiego co, teoretycznie przynajmniej, groziło kontrą, brytyjskie niszczyciele zajęły się unieruchomioną spsutą
Polą, której załoga była już w stanie rozprężenia i dezorganizacji, mrowiła się na pokładach okrętu pijana i zbuntowana. Zdjęto "bohaterskich" marynarzy włoskich i posłano krążownik na dno, bo na odholowanie zdobyczy do Alexandrii nie było szans, pod spodziewanymi nalotami od samego świtu.
Jakże wiele mówi różnicy o etosu i profesjonalizmu Royal Navy a Regia Marina reakcja załogi obezwładnionego krążownika... różnica w ilości ofiar bitwy też jest wymowna (3 zestrzelonych brytyjskich lotników, którzy wsadzili kluczową torpedę w
Vittorio vs. 2303 włoskich marynarzy, głównie z rozstrzelanych krążowników). Jeszcze inny drobiazg z etosu RN - wycofując się do Alexandrii po bitwie, w obliczu nieuchronnych zmasowanych nalotów, Cunningham nie miał czasu podjąć z morza wszystkich włoskich rozbitków - wysłał Włochom otwarty komunikat na częstotliwości floty handlowej, ze współrzędnymi zatopienia krążowników i żeby podjęli rozbitków. Włoski statek szpitalny dopłynął następnego dnia i uratował jeszcze bodaj 160 ludzi. Rzecz jasna, wypominano w rządzie i w polityce Cunninghamowi takie kurtuazje i zbędne narażanie floty otwartymi transmisjami (szczególniej, że wtedy już Niemcy, zgodnie z ich zbrodniczym etosem, strzelają do rozbitków, atakują statki szpitalne, itd. więc nie ma symetrii). Tak, zgadliście, w wolnym tłumaczeniu kazał krytykom pospierdalać.
Dygresja - słynny ośrodek dekryptografii w Bletchley Park, który dostarczył kluczowe informacje przed bitwą, był tak tajny, że do dziś dnia kołaczą się po publikatorach wersje szpiegowsko - jamesobondowskie zdobywania informacji wiodących pod Matapan, no bo przez kilkadziesiąt lat nie wolno było wspominać o zasługach genialnego Dillyego i jego bandy dziewczyn z Bletchley. Nawet we wspomnieniach Cunninghama padają tylko, nomen omen, enigmatyczne wzmianki o "przechwyconych transmisjach radiowych". Ba, w czasie wojny utajnienie Bletchey Park było takie, że jego zespół nie miał pojęcia czy i jak używa się dekodowanych przez nich setek, tysięcy, potem setek tysięcy komunikatów. Po bitwie pod Matapan, z inicjatywy admirałów, zrobiono wielki wyjątek - trudno sobie wyobrazić, co się działo w zespole deszyfracji, w zabiedzonej Anglii 1941, wśród zapracowanych dziewczyn i ich legendarnego szefa Alfreda Dillwyn "Dilly" Knoxa, kiedy parę tygodni po Matapan do Bletchley Park wparował z wizytą sam admirał Andrew Cunningham z gratulacjami,
"nasza euforia nie miała granic".
Tarent był klęską, ale bitwa koło Matapan była dla Włochów prawdziwym nokautem - już do końca "ich" wojny w 1943 nie wyszli na serio w morze przeciw RN. Co się dobrze dla RN złożyło, bo niebawem spadła na barki floty śródziemnomorskiej Cunninghama ewakuacja korpusu brytyjskiego z Grecji, właśnie padającej pod naporem Wehrmachtu. Był to logistyczny koszmar - lotnictwo niemieckie całkowicie panowało w powietrzu w dzień, więc 50 tysięcy ludzi zostało podjętych wyłącznie nocą, w "przypadkowych" miejscach, nawet nie w portach, ale głównie z plaż itp., uzgadnianych "w locie". A jedyne poważne straty (ok. 500 ludzi) to zatopiony transportowiec, który przedłużył załadunek o 1 godzinę...
Potem przyszła jeszcze trudniejsza bitwa o Kretę, po pierwszym w historii wielkim desancie z powietrza - Niemcy i Włosi latali jak chcieli i bombardowali do woli flotę osłonową i zaopatrzeniową (wkrótce ewakuacyjną...). Dochodziło do znanych epizodów bohaterstwa i ekstrawagancji - "Jak mam dowodzić krążownikiem, na którym tłoczy się tysiące ludzi?? każda bomba zabija 200?! - Wyobraź sobie, że dostałeś nowoczesny lotniskowiec..."; albo wyczerpania się amunicji na krążownikach przeciwlotniczych, mających znacznie zwiększone zapasy amunicji... Albo szokujący rozkaz kapitana William-Powletta przerwania akcji ratunkowej krążownika
Gloucester, palącego się tak, że świadkowie
"nie wierzyli, że stalowy okręt może się tak palić" i rzucania połowy tratew ratunkowych dla tonących rozbitków, i płynięcie dalej - po czym, kiedy jego
Fiji wyczerpał amunicję plot i został zmasakrowany przez bomby, wydanie takiego samego rozkazu niszczycielom, tj. rzucania połowy tratew i żeby uciekały, bo każde zatrzymanie się to śmierć.
Cunningham tym razem dowodził zdalnie z Alexandrii, próbując skoordynować 4 zespoły floty. Jak powiadał, obawiał się każdego dzwonka i pukania do drzwi - pierwszego dnia, w 12 godzin, stracił kwiat ludzi i okrętów, dwa krążowniki, niszczyciel, dalsze dwa krążowniki uszkodzone,
Valiant oberwał lekko w rufę. Jego ukochana "Wzgarda" dostała poważnie, bombą w śródokręcie i baterie artylerii średniej, otwarło bok okrętu jak puszkę, zginęło 38 ludzi (ale jak na
Warspite przystało, dopłynęła do Alexandrii o własnych siłach i z animuszem - tyle, że w Alexandrii nie było zasobów by ją naprawić, odesłano ją później do Ameryki na remont). Na wszystkich okrętach kończyła się amunicja i paliwo.
Na drugi dzień zasygnalizował swoim ludziom
"Baczność. Flota nie zawiedzie Armii. Żadne siły wroga nie wylądują na Krecie od morza".
Faktycznie, praktycznie żadne nie wylądowały, pomimo wielu prób drobnych i średnich desantów. Ale kosztowało to kolejne uszkodzone okręty, w tym lotniskowiec.
Tak czy owak Kreta, głównie przez lokalne błędy dowodzenia, no i braki w zasobach, oraz przez totalne panowanie Luftwaffe w powietrzu, szybko padała. Na zmizerowaną i uszczuploną walkami grupę aleksandryjską, której załogi i okręty od miesięcy nie miały wytchnienia poza drobnymi naprawami i czyszczeniem kotłów, spadła kolejna masakryczna ewakuacja - w teorii około 22 tysięcy ludzi było do zabrania, nocą w całkowitym zaciemnieniu, głównie z plaż i porcików po południowej stronie wyspy. A potem jazda w stronę Alexandrii, 3/4 drogi pod nalotami. Trafienia w przeładowane okręty były jatką (jak np. bomba w nadbudówki
Oriona - 260 zabitych i 280 rannych). Każdego dnia tracono uszkodzone i zatapiane okręty.
W tym momencie, po naradzie, nawet generałowie Armii wyrazili obawy, co do kosztów ewakuacji w zatopionych okrętach i czy Flota znajduje uzasadnienie dla aż takich ofiar. Do historii przeszła odpowiedź Cunninghama:
"Navy buduje okręt w 3 lata. Odbudowanie tradycji zajmie 300 lat. Ewakuacja będzie kontynuowana."